Rok Muzyczny 2008

Plagiat Roku

2008 12 31

W tym roku za plagiat roku należy uznać oczywiście kompozycję formacji Metallica pod tytułem "The Day That Never Comes" z jej nowego albumu "Death Magnetic", który to został wydany 12 września i od tego czasu zdołał w naszym kraju osiągnąć już status Platynowej Płyty

A dlaczego? Ano dlatego, że wystarczy posłuchać "Enigmatism" pochodzącego z albumu Mike'a Oldfielda a wydanego już w roku 1999 o tytule "Guitars". Nie trzeba być muzykiem wykształconym profesjonalnie, aby móc rozpoznać, że w dużej mierze to jest praktycznie jedno i to samo

Chinese Plastic Piece Of Shit

2008 12 13

23 listopada 2008 roku Axl Rose wydał był w końcu pod szyldem Guns N' Roses długo zapowiadaną płytę "Chinese Democracy". A nie tyle zapowiadaną, co realizowaną. I nie tyle długo, co dokładnie [co do dnia] po 15 latach od ostatniej studyjnej produkcji Guns N' Rose- kapeli z której po licznych zmianach personalnych ze starych członków ostał się wokalista i klawiszowiec

Album ten składa się z 14 utworów. Dobry jest tylko jeden a do słuchania nadaję się jeszcze jeden inny. Czyli 2 z 14, a co daje nieco ponad 14 procent materiału. Utworem niezłym jest "This I Love"; natomiast tym dobrym "Madagascar", zawierający liczne sample: począwszy od przemówienia Martina Luthera Kinga "I Hava A Dream" a na linijce wypowiadanej przez postać graną przez Willema Dafoe w filmie "Mississippi Burning". Przy czym wersja studyjna piosenki "Madagascar" wypada dosyć blado w porównaniu z tym jak potrafi być ona zagrana na żywo- zwłaszcza jeśli ma się w pamięci wprost bombowy występ reaktywowanej kapeli G N' R w jej kolejnym składzie z 29 sierpnia 2002 roku na rozdaniu muzycznych trofeów MTV Video Music Awards. Czyli nawet jedyny dobry kawałek z albumu "Chinese Democracy" jest dobry jako tako, bo wokalista na nim brzmi tak jakby parodiował siebie samego. A cała reszta z tego wydawnictwa to jakieś plastikowe brzmienia przemalowane na hard rocka i sieczkobrzęki udające industrial rock

A rzekomo sama produkcja tej płyty kosztowała ponad 13 milionów dolarów

Gratulujemy

KULT Do Kwadratu

2008 11 15

28 i 29 października w poznańskim klubie Eskulap odbyły się w dwa wieczory z rzędu koncerty formacji KULT. Jak zwykle o tej porze roku, występy te miały miejsce w ramach Pomarańczowej Trasy

Po pierwsze i najważniejsze: polecamy uczestnictwo w koncertach jednej i tej samej formacji dzień po dniu. To wcale nie jest nudne, wręcz przeciwnie, ale zrozumieć to można dopiero po empirycznym doświadczeniu takiego podwójnego występu

Następnie, na plus należy zaliczyć wyśmienite wizualizacje- można powiedzieć, że to niby banał, ale jak się poguje do tekstu "kaseta!, kaseta!; kaseta!, kaseta!" i widzi gigantyczną kasetę magnetofonową obracającą się za plecami zespołu, to jest to dodatkowa atrakcja. Także możliwość podziwiania "zbudowanych fabryk", "ustawionych kominów" i innych drabinów [powycinanych zapewne ze starych czarno-białych kronik filmowych], sprawia, że 397 z kolei "Wódka" w życiu nabiera nowego smaku

I także światła były dobrze operowane. Włączenie stroboskopu na początku piosenki "Goopya Peezda" uświadomiło nam oczywistą oczywistość: Peezda jest utworem z gatunku techno, dla zmylenia zamaskowanym gitarami na hard rock! A napierdalanie się w młynie ze stroboskopowymi efektami to wyśmienita zabawa!

Niestety co do warstwy audio, to z sekcją dęta [zubożoną o Banana] był problem- bo dopóki grał jeden to było go słychać, ale jak dołączali się pozostali to zamiast muzyki tworzony był jazgot ciągły. W dodatku czasami nie szło nawet zrozumieć słów i momentami nie wiedzieliśmy, który wers piosenki w danej chwili jest śpiewany przez Kazika. Niezrozumiałe dla nas było także nie zagranie przez KULT utworu "Studenci" w jakby nie było klubie studenckim, szczepionym dupami z wielkim akademikiem. Przecież liczba studentów na sali musiała być znacznie powyżej przeciętnej

Na zakończenie naszej krótkiej relacji musimy jeszcze wspomnieć o supporcie. Był nim Plagiat199 z fantastycznie ruszającą się na scenie wokalistką w osobie Magdaleny Czomperlik

Siku!

2008 11 01

17 października 2008 roku została przyznana kolejna Platynowa Płyta w polskiej branży muzycznej. Tym razem jej odbiorcą została Maria Peszek, tak zwana artystka przekraczająca granice, o której zrobiło się ostatnio dosyć głośno. W związku z tym kolektyw Polska Ojczyzna Robotów postanowił zapoznać się z jej dorobkiem muzycznym

Przesłuchaliśmy więc obie jej dotychczasowe płyty, czyli "Miasto Mania" z 2005 roku i "Maria Awaria" z 2008. Nasze doznania wzbogaciliśmy także o suplement pierwszego wydawnictwa, czyli bonusowy krążek pod tytułem "Mania Siku", który to ukazał się w ramach reedycji w roku 2006

Po dogłębnej i powtórzonej analizie wiemy już, że prawidłowa gradacja artystyczna wyglądała w tym przypadku w sposób następujący:

Grafomania - Audio-Mania - Miasto Mania

Jeżeli natomiast chodzi o ten suplement, to można na nim usłyszeć zapis występu na żywo, w ramach którego artystka na scenie najwyraźniej zrobiła siku. Także słowo "awaria" w tytule jej ostatniego albumu trafnie oddaje to, co dzieję się w mózgu słuchacza tego wydawnictwa fonograficznego pani Peszek

Gratulujemy

The Slip

2008 10 09

22 lipca pojawił się nowy album Nine Inch Nails. Ale nie w sklepach w formie płyty, tylko na stronie formacji- do ściągnięcia za darmo. Wystarczy tylko podać adres mailowy, na który zostanie przesłany link wraz z tokenem

"The Slip" ["HALO 27"] dostępny jest formatach: MP3 [LAME V0 VBR], bezstratnych jakościowo M4A oraz FLAC, a także w jakości wyższej od CD-Audio bo we FLAC oraz WAVE z parametrami 24bit / 96kHZ

I co- można tak? A no można- nie informować fanów ani nie wysyłać zapowiedzi do mediów, że się wypuszcza nowy album tylko po prostu go opublikować i tym samym zaoszczędzić na reklamie, zaczynając zarabiać dopiero po dwóch miesiącach z momentem wypuszczenia limited edition

Fala Za Falą Goniona Falą

2008 06 10

No i stało się. 28 maja Metallica nawiedziła ponownie Polskę, a my po raz pierwszy widzieliśmy ich na żywo. Miejscem akcji był Stadion Śląski w Chorzowie, ale po kolei

Z dworca PKP w Katowicach środkami komunikacji miejskiej w godzinach popołudniowych ciągnęły na stadion całe tabuny ludzi. Ale co tam z dworca!- już w autobusach na naszych osiedlach widać było, że młodzież jedzie właśnie tam gdzie my. A w pociągu w przedziale usiadł z nami 40-letni koleś w skórze z ćwiekami [mówiący potem przez telefon, że "dzisiaj spotkanie odpada, bo jadę właśnie z córką" wiecie gdzie] oraz parka tylko z pozoru hip-hopowców [bo potem z tych swoich workowatych spodni oboje wyjęli i oglądali bilety na wiecie co]. I tak było w zasadzie w całym naszym wagonie, co było ogólnie widać i słychać

I teraz istotna dla naszej relacji informacja, zwłaszcza dla tych co nie mieszkają na Śląsku: Chorzów zaczyna się tam gdzie się kończą Katowice, a czego tak naprawdę nie widać. Zamiast więc telepać się autobusem na miejsce Rzezi Niewiniątek [co wyjaśnimy później], poszliśmy z buta. Bo było dla nas jasne, że jak te kilkadziesiąt tysięcy ludzi wypierdoli po koncercie ze stadionu, to jedynie wszystkie tramwaje świata mogłyby ich pomieścić- a wracanie po ciemku w obcym mieście z nadzieją na złapanie wczesnego pociągu jest zadaniem raczej trudnym. Pozwiedzaliśmy więc sobie tamtejsze tereny parkowe, zapamiętując dokładnie punkty charakterystyczne na przewidywanej trasie powrotnej

Na miejscu niespodzianka: okazało się, że nie można wnosić napojów na obiekt; ale organizator w swojej przezorności informację o tym, iż na jego terenie nie jest prowadzona sprzedaż alkoholu, umieścił przed wstępnymi bramkami. Gdy wiadomość ta docierała do coraz to nowo przybywających uczestników koncertu, na ich twarzach i w głosach rysowały się objawy głębokiego zdegustowania a nawet komicznej paniki. Albowiem dało się dostrzec osoby zawracające, zapewne do pobliskich punktów gastronomicznych, celem uzupełnienia promili pod postacią sprzedawanego tam piwa. No cóż, niektórzy idą na koncert dla muzyki, a inni po to aby się najebać jeszcze przed wejściem. [A to, że ktoś miał kiedyś ksywę Alcoholica, to niczego tu nie zmienia]

A teraz korzystając z okazji, podzielimy się naszym wypróbowanym sposobem na wnoszenie butelek [ze zwykłymi napojami] na tego typu eventy. Potrzebne są: fabrycznie zakręcona butelka + zapasowa zakrętka. Przy wejściu wcale nie należy rżnąć głupa licząc na nie wykrycie przemycanych pojemników z płynem, ale samemu ostentacyjnie odkręcić butelkę i wrzucić zakrętkę do znajdującego się zapewne w pobliżu wielkiego pojemnika z nie otworzonymi butelkami. Ochrona co najwyżej obwącha, czy to przypadkiem nie wódka jest w środku i tyle. To znaczy potem wyciągamy zapasową zakrętkę z kieszeni i już jesteśmy w stanie rzucić tak skonstruowanym pociskiem w tego, kto naszym zdaniem nie pasuje do zespołu. Trik ten działa zawsze, z pominięciem sytuacji, gdy w ogóle nie można niczego wnosić

W ramach supportu zagrały formacje Mnemic i Machine Head. Pierwsi całkowicie dla nas obcy a drudzy znani nam z utworu "All In Your Head" oraz nieziemsko klimatycznego intro albumu "Supercharger", z którego to pochodzi wspomniany utwór. I to by było na tyle o nich, no bo nie oszukujmy się, że jechalibyśmy setki kilometrów pociągiem dla kogoś innego niż Metallica, zespół który był wielokrotnie nagradzany Złotymi i Platynowymi Płytami. Aby zabić nudę oczekiwania pokręciliśmy się po obiekcie

Polska Ojczyzna Robotów: Czy gdzieś tutaj można kupić piwo?
Ochroniarz: Nie
Polska Ojczyzna Robotów: A dlaczego? Przecież w zeszłym roku na Linkin Park było pełno namiotów z browarem?
Ochroniarz: No właśnie- i ci się potem działo?
Polska Ojczyzna Robotów: [nie wiemy co się działo, bo jakby nie było to w sumie urwaliśmy się w połowie i nie po to wtedy przejechaliśmy tyle kilometrów, żeby potem jeszcze stać w jakiś ogonkach po piwo z kija]

Przechodząc zatem do gwiazdy wieczoru, to zadaliśmy sobie trud przeciśnięcia się na koronę stadionu i policzenia wszystkich uczestników imprezy. Niestety, jako że oni ciągle przemieszczali się w sposób złośliwy, to co rusz myliliśmy się przy 22-23 tysiącach i musieliśmy zaczynać od nowa. Ostatecznie wyszło nam, że był tam każdy, kto być powinien. No dobrze, skłamaliśmy- ludzi było znacznie więcej. Bo przecież na jakieś 2 tygodnie przed imprezą, można było kupić bilety na nowoutworzone sektory, znajdujące się zupełnie po bokach sceny. Ale parcie na wyprzedane od pół roku wejściówki było takie, że na wszystkich trybunach można było dojrzeć co najwyżej pojedyncze puste krzesełka [należące zapewne do tych super fanów, co to po powrocie do domu mówili "nic nie pamiętam, wiem tylko, że się najebałem w trzy dupy; czyli było zajebiście!", a co to nie dotarli z punktów gastronomicznych nawet w pobliże bram wejściowych]. Jako, że rok temu uczestniczyliśmy na tym samym obiekcie w koncercie Linkin Park to nasza empiryczna konkluzja porównawcza jest taka: chłopakom z LP brakuje jeszcze jakieś 2/3 stadionu do poziomu Metallici. Gdy w końcu zaczęła się zbliżać Godzina "M", ewakuowaliśmy się na jedyne słuszne miejsce: płytę

A teraz korzystając z okazji, podzielimy się naszym wypróbowanym sposobem na dostanie się w dobre miejsce na płycie bez konieczności stania na niej w słońcu przez pół dnia. Albowiem wystarczy poczekać na moment, w którym kończy grać support. Wtedy to ludzie na wyścigi przeciskają się na zewnątrz w celu skorzystania z kibla lub spożycia napojów sprzedawanych na obiekcie [i jest to przykład na to, że picie jednak szkodzi]. Zazwyczaj tworzą się wtedy w tłumie sznury wychodzących- należy więc utworzyć obok jednego z nich sznur wchodzących, tak aby stojący obok mniej się pluli [bo w takim strumyku jest przecież wiele osób]. Przynajmniej tak to wygląda w teorii, a w praktyce to różnie bywa. Czasami warto poczekać na kogoś kto jest bardziej zdeterminowany w dostaniu się do przodu i rzucić się za nim w pościg [bo ewentualne wyzwiska zbiera taki frontowy napastnik]. Ale przede wszystkim nie należy pchać się na chama. A już najgorsze faux pas to bycie chamskich śmierdzielem, czyli rozpychanie się z zapaloną fajką

Gdy już staliśmy mniej więcej na środku stadionu zadawaliśmy na około rzeczowe pytanie o to, "gdzie tu będzie młyn?". Niestety poza frontem przy scenie, takich miejsc nie da się chyba nigdy przewidzieć zawczasu. I tak stojąc i dyskutując między sobą o przyszłości Golden Records, Polska Ojczyzna Robotów znalazła się w zasięgu głośnego dziwnego dźwięku dobiegającego niewiadomo skąd. Poczęliśmy się rozglądać razem z innymi oczekującymi Rzezi Niewiniątek, aby odkryć źródło tych wibracji dźwiękowych: po trybunach od prawej strony sceny szła właśnie meksykańska fala! No po prostu piękny widok, co było oceną obiektywną, bo po jej zakończeniu trybuny dostały gorącą burzę oklasków od chyba całej płyty. I tak już było do końca, czyli do początku koncertu- fala przechodziła co najmniej kilkanaście razy, czasami kończąc się z lewej i od razu kontynuując z prawej. I to właśnie wtedy odnotowaliśmy fakt, że w stosunku do roku zeszłego, na tym koncercie jest nabity cały stadion łącznie z płytą, zaświadczając tym samym, że Numerem 1 jest Metallica a potem mamy dłuuugo długo nic. Szerokimi tunelowymi wejściami z lewej i prawej, wlewał się cały czas potok ludzi. I tak aż do ostatniej chwili...

Fani metalu idący na koncert

I w końcu jest! To pierwsze dźwięki puszczanego z taśmy Ennio Morricone czyli jego ponadczasowe "The Ecstasy Of Gold". Temperatura wrzenia tłumu osiąga apogeum aby eksplodować w niecałe pół minuty od pierwszych uderzeń Larsa w talerze, w momencie wejścia riffów Jamesa. Nastąpiła wspomniana wcześniej Rzeź Niewiniątek: cała kurwa jebana płyta pogowała do dźwięków "Creeping Death"! Ludzie z lewej, z prawej i przed nami skakali jak pojebani; widać było falowanie tłumu w każdym kierunku, bo podskokami przecież nikt nie ze sceny nie dyrygował. Czy ktoś chciał czy nie chciał, to pogować musiał, bo wrażenie było takie, że jak nie będziesz to reszta wdepcze cię w zasłoniętą matą murawę! Przez całą resztę koncertu nie było takiej reakcji publiki, jak ta trwająca aż do wejścia tekstu pierwszej zwrotki pierwszego kawałka wieczoru. I czegoś takiego nie zapomina się do końca życia. W dodatku w sieci dostępny jest niezłej jakości bootleg z zapisem koncertu, wiec teraz słuchając tego nagrania mamy luksus tej świadomość, że wśród tych 60 000 gardeł skandujących "DIE-DIE-DIE" są także nasze głosy. Czyli można powiedzieć, iż sumaryczna wysoka cena uczestnictwa w tej zabawie [bilety odkupywaliśmy z przebitką na Allegro] zwróciła nam się z bonusową nawiązką. Udało nam się także, pomimo znajdowania się w tym dalszym drugim obarierkowanym obszarze, szybko zlokalizować pobliski młyn średniej wielkości, aby móc korzystać przy kolejnych utworach z tej jakże wyrafinowanej formy rozrywki

Co do dalszego przebiegu imprezy to na pewno warto odnotować efekty pirotechniczne przy "One". Co innego jak się ogląda jakąś transmisję na ekranie z np. Rock Am Ring, a co innego jak czuje się ma skórze podmuchy buchającego przy scenie ognia. Także widowiskowy był jeden masowy upadek tłumu, gdy glębę zaliczyło może nawet z 2-3 tysiące osób stojących w centrum [w tym my]- po prostu fala od przodu przygniotła tych stojących dalej i nie było za bardzo jak wstać z takim ciężarem na sobie. Trochę to trwało zanim zaczęto podnosić tych na brzegach umożliwiając samodzielne powstanie tym ze środka. Była to sytuacja ogólnie nieprzyjemna, lecz wrażenie mimo wszystko nieziemskie [ale taka jakaś panika tłumu to musi jednak być coś strasznego]. Także magiczny moment można było sobie indywidualnie wyczarować poprzez uklęknięcie [celem zawiązanie sobie buta]- w jednej chwili człowiek uczestniczy w koncercie, a w drugiej znika w całkowicie czarnej ciasnej przestrzeni, do której dochodzi jedynie stłumiony hałas zamiast muzyki. Po prostu pełny surrealizm [i przedsmak tego jak zapewne wygląda śmierć poprzez stratowanie]

James Hetfield: Raise your hand if you've seen Metallica before!
Stadion: Yeeeah...!!!
James Hetfield: Bullshit! You're just raising your hand because you don't want to look like a dick

A wracając do repertuaru: to i tak wiadomo, że kluczem zawsze jest setlista i nam akurat w większości odpowiadała, chociaż szału nie było. Bo na przykład pominięta została w całości Złota Płyta "St. Anger", a przecież aż się prosiło aby dobić publiczność za pomocą "Frantic" poprawionego zaraz potem tytułowym utworem "St. Anger". Nieoczekiwanie podobało nam się normalnie nie podpadające pod uszy "Seek And Destroy", a konkretnie skandowanie [bez niespodzianki] "seek and destroy!". Jest to potwierdzenie tezy, że w pewnych nielicznych przypadkach, niektóre subiektywnie słabe utwory jednak się sprawdzają, ale nie tyle na żywo, co na dużych koncertach i w odpowiedniej atmosferze. [Dowodem odnoszącym się do tego konkretnego przypadku, jest zapis tegoż utworu z koncertu w San Diego z 13-14 stycznia 1992 roku, rozciągnięty na wydanym wielokrotnie Platynowym DVD do 15 minut, mający po części formę jammowania oraz będący przykładem wzorowej i zabawnej interakcji z fanami]. Szkoda tylko, że była to ostatnia piosenka tego wieczoru, bo lepsze byłoby zakończenie zagranym chwilę wcześniej coverem z repertuaru Anti-Nowhere League, czyli "So What?"

A po koncercie- no cóż. Plan szybkiego dotarcia na dworzec celem złapania pociągu powrotnego odjeżdżającego po północy okazał się całkowicie nierealny. Zanim dostaliśmy się poza bramę obiektu to minęło sporo czasu. I tak jak podejrzewaliśmy, ciepło w tych naszych t-shirtach to było nam na płycie, a poza nią to było już o wiele chłodniej. Tak więc aby się co nie co ogrzać, sunęliśmy chodnikiem razem z rzeką ludzi, wśród której to dało się słyszeć fana skandującego nazwę swojego zapewne ulubionego zespołu: "Mjetalika!" plus jeszcze jakieś inne krzaczki pisany cyrylicą. No a potem super niespodzianka: nasza trasa powrotna była odgrodzona taśmami i pilnowana przez policję. No i jak się do kierującego ruchem podchodziło i pytało "którędy na dworzec PKP?" to było znać, że to nie pierwsze pytanie o tej treści tego wieczoru kierowane do mundurowych. W sumie wina organizatora, że nie postawił oznaczeń- gdyby to zrobił to może byśmy się chwilę później nie zgubili w tym okolicznym parku

Ale w końcu jakoś udało nam się dotrzeć, lecz nie na dworzec tylko do TESCO znajdującego się po drodze- oczywiście z niewłaściwej bo z tej zamkniętej strony. No bo przecież, że pociąg już dawno odjechał, bo czy mogło być inaczej? No więc nie pozostawało nam nic innego jak właśnie zboczyć lekko z trasy i wejść do środka aby się ogrzać. A wewnątrz okazało się, że trwa piknik! Po prostu piknikowa atmosfera urządzona przez fanów Metallici i kierownictwo marketu, które to najwyraźniej nie wie, że jak na trasie z punktu A [stadion] do punktu B [dworzec] znajduje się punkt C [TESCO], to jakaś część z tych kilkunastu tysięcy ludzi przemieszczających się między A i B, odwiedzi także C. I tak to staliśmy w kolejce jak za komuny do dwóch czynnych kas, zeżrawszy w międzyczasie całe zakupione jedzenie; podobnie jak reszta piknikowiczów byliśmy kasowani za puste opakowania i podarte papierki. No a potem te tłumy zakupowiczów rozlały się po głównym holu, aby zalec gdzie popadnie. Niniejszym przekazujemy szczere wyrazy współczucia dla nocnej i porannej zmiany tej hali

Gdy już nasze zmarznięte ciała dotarły na ten mityczny dworzec [bo nasze umysły wciąż jeszcze były gdzieś tam w okolicach płyty Stadionu Śląskiego] to okazało się, że mamy do czynienia z trzecią z kolei imprezą tego wieczoru: Piknikiem Bis. Takiego tłumu, przeważnie młodych ludzi, jeszcze nigdy nie widzieliśmy [w miejscu innym niż lokalizacja samego koncertu]. I jakoś dziwne, że nikt nikogo nie zaczepiał, nikt nikomu nie dał w mordę albo nie zajebał plecaka. Kolejki do kas były absurdalnej długości, wielka poczekalnia całkowicie przepełniona, schody obsadzone siedzącymi; a przecież według ekspertów z Pewnej Organizacji Na Literę K, taka muzyka powoduje agresję wśród słuchaczy. No ale nie od dzisiaj smutni panowie z Pewnej Organizacji Na Literę K tworzą idiotyczne teorie i chcą, aby ciemny lud wierzył w różne niestworzone historie. To kto ma rację, było widać na tym dworcu

A teraz korzystając z okazji, podzielimy się naszym wypróbowanym sposobem na sprawny wypad, w szczególności do Chorzowa. Bilet powrotny można kupić w kasach PRZED imprezą, a nie po niej. Poza tym w kazamatach Dworca Głównego w Katowicach jest staroświecka przechowalnia bagażu- nie korzystaliśmy ze zautomatyzowanych skrytek porozrzucanych po hali. Obsługiwał nas miły Pan, który po południu objaśnił dokładnie, co i jak. Jedyną niedogodnością była konieczność zapłaty za przechowanie bagażu właśnie PO koncercie. Podsumowując: po wypluciu nas przez pociąg mogliśmy się umyć w przestronnym kiblu dworcowym, przebrać [przede wszystkim zamieniliśmy sandały na glany], pójść sobie poskakać bez obciążenia, a po imprezie ponownie móc się umyć i przebrać w coś mniej potem cuchnącego

Na pociąg powrotny musieliśmy czekać aż do 5 rano- i były to koszmarne godziny, potem już nawet łażenie zamiast siedzenia nie pomagało. Być może trzeba było jednak się nachlać, co by ułatwiło zaśnięcie w parkowych krzaczorach albo chociażby na torach? Zresztą nie tylko nam przestała się udzielać atmosfera Pikniku Bis- tłum topniał stopniowo, ale nawet odjazd naszego tak późnego [a raczej wczesno porannego] pociągu nie zakończył okupacji dworca przez przysypiających fanów metalu. A we wagonie powtórzyła się sytuacja z dojazdu- tylko tym razem było strasznie cicho i spokojnie. A że nie mieliśmy zagłówków, które byłyby nam wtedy bardzo pomocne w zasłużonym wypoczynku- so fuckin' what?

Czesław Śpiewa

2008 05 14

7 kwietnia Czesław Mozil wydał swój pierwszy solowy album, pod pseudonimem Czesław Śpiewa

Przesłuchaliśmy to wydawnictwo

Czesław, prosimy

Nie śpiewaj