Rok Muzyczny 2012

Koniec Świata

2012 12 22

Wczoraj miał miejsce kolejny koniec świata, tym razem wynikający z końca okresu rozrachunkowego kalendarza używanego między innymi przez wymarłą cywilizację Majów

Albowiem 2012 12 21 około 15:50 UTC videoklip PSY "Gangnam Style" ["강남스타일"] jako pierwszy w historii Internetu został wywołany w serwisie YouTube przez miliardowy numer IP

Na Ziemi żyje obecnie prawdopodobnie trochę ponad 7 000 000 000 ludzi i działa bliżej nie ustalona liczba urządzeń podłączonych do Internetu; a technologia IPv4, na której stoi obecnie prawie cała Sieć, pozwala na wygenerowanie i przydzielenie 4 294 967 296 adresów IP, których to liczba obecne jest już niewystarczająca

Nie pozostaje nam nic innego jak czekać na kontynuację końca świata, czyli na przekroczenie bariery 2 miliardów [rzekomych] wywołań "Gangman Style" [bo przecież nikt nie jest w stanie zweryfikować twierdzeń YouTube'a]. Jeżeli natomiast ktoś chciałby wiedzieć, kiedy tak naprawdę JC przyjdzie w glanach, to będzie to miało miejsce wtedy, gdy klip Antychrysta wywołany zostanie po raz 6 666 666 666

"Królowa Jest Tylko Jedna"

2012 12 20

Tak powiedziała swego czasu o sobie Doda E., czyli ex lekkoatletyczka o zawodzie wyuczonym piosenkarki a zawodzie wykonywanym celebryty

We wrześniu 2012 minęło 10 lat od premiery jej debiutanckiej płyty [wtedy jeszcze zaledwie jako wokalistki w zespole Virgin]- a my do dzisiaj nie umiemy wymienić tytułu ani jednej jej piosenki czy zanucić jakiejkolwiek melodii. A nasz kontakt z tą Artystką ogranicza się na przykład do wywiadu udzielonego w kwietniu tego roku na łamach tygodnika "Polityka" [2856/2012]:

Jacek Żakowski: A z prasy co pani czyta?
Doda E.: Ewentualnie jakieś ezoteryczne pisma
Jacek Żakowski: Czary-mary?
Doda E.: [...] Odkąd jestem sławna, przestałam czytać prasę [...] Polityka kompletnie mnie nie interesuje. Nie znam się. Drażni mnie. Omijam szerokim łukiem
Jacek Żakowski: To skąd pani wie, jak świat się kręci?
Doda E.: Świat kręci się wokół mnie [...] Reszta mnie nie interesuje
Jacek Żakowski: Nie bała się pani przez ostatnie dni, że Hiszpania padnie, euro się rozpadnie i co będzie ze światem?
Doda E.: Jaja pan sobie robi?
Jacek Żakowski: Poważnie, jestem ciekaw
Doda E.: Poważnie to ja mam to w dupie. Kompletnie. Po co sobie zawracać tym głowę?
Jacek Żakowski: Jak się Europa rozpadnie...
Doda E.: A jak się skończy świat? Co za problemy… I tak chcę się wynieść do Kostaryki

Oprócz tego, nasz kontakt z Królową ogranicza się do oglądania jej na okładkach czasopism, podczas kupowania czegoś w kioskach i sklepach analogowych

Doda E., czyli celebryta rzekomo mający wydarzenia pozasceniczne w dupie, a potem biorący udział w proteście społecznym

W sumie to Doda E. niepotrzebnie traciła czas na charakteryzację twarzy na zniszczoną w domyśle przez GMO, bo przecież wystarczyłoby jej się pojawić bez makijażu i efekt brzydoty także zostałby osiągnięty i to chyba z bardziej szokującym skutkiem. Ale nie to jest tu istotne, tylko co innego. Mianowicie: w jaki sposób należy ocenić [zaledwie 7 miesięczny] rozdźwięk pomiędzy mówieniem na poważnie, że to co się dzieje nie wokół własnej osoby ma się kompletnie w dupie oraz chęcią opuszczenia kraju, a tym, że potem bierze się udział w proteście społecznym dotyczącym nowego polskiego prawa?

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o rzeczowe podsumowanie pierwszej dekady kariery wokalnej Królowej. To znaczy, wypadałoby jeszcze napisać:

h6>celebryci- pół Polski was się wstydzi

a drugie pół w tym samym czasie podziwia

Rozbrojenie

2012 12 02

No i stało się- mamy w końcu niezbity dowód pasujący do naszych teorii i negatywnych ocen co niektórych instytucji przemysłu muzycznego

Otóż w pierwszym [listopadowym] numerze czasopisma "Rynek Muzyczny", ukazał się wywiad udzielony z rozbrajającą, żeby nie powiedzieć bezmyślną, szczerością i to nie przez byle kogo- bo przez samego Pana Prezesa Zarządu EMI Music Poland i ich Dyrektora Generalnego w jednej i tej samej osobie Piotra Kubaja. Oto jego końcowy fragment w poskracanej wersji:

Piotr Kabaj: Również w naszym przypadku działa zasada pareto, zgodnie z którą 20% artystów przynosi 80% zysków. [...] głosy opinii publicznej [...] twierdzą, że ceny płyt się nie zmieniają. Otóż na potrzeby dyskusji wokół ACTA przygotowałem dla Zbigniewa Hołdysa analizę, według której realne ceny płyt od 2000 roku spadły aż dwukrotnie. Podkreślam realne, ponieważ utrzymały się na tym samym poziomie, ale średnie pensje wzrosły ponad dwukrotnie
Ilona Rosiak: Cena płyty to tylko jeden z argumentów używanych w dyskusji na temat ich zakupu [...]
Piotr Kabaj: [...] Hirek Wrona [...] uświadamia młodzieży, że ich ulubione piosenki nie powstają z niczego, że ściąganie muzyki z nielegalnych źródeł to okradanie artystów [...] Zdecydowanie inaczej rzecz się ma w przypadku słuchaczy nieco bardziej dojrzałych [...] jak dowodzą nasze badania, 90% z nich dokonuje świadomych wyborów. Jeszcze zanim wejdą do sklepu, wiedzą, po jaką płytę przyszli. I nieprawdą jest, że jeśli firma fonograficzna wyda na promocję płyty jakiejś nieprawdopodobne sumy, to ona na pewno się sprzeda. Właśnie z uwagi na przemyślane decyzje zakupowe tak się nie dzieje. Muszą mieć tego świadomość artyści, którzy często myśląc w ten sposób, żyją w olbrzymim błędzie. Najpierw potrzebny jest dobry utwór, którego siła pozwoli otworzyć drzwi do rozgłośni radiowych. W konsekwencji ludzie zaczynają go nucić, rozkochiwać się w nim, a dopiero później rozglądać się za płytą. Często nie wystarcza już nawet znane nazwisko, które kilka lat temu mogło świecić tryumfy, a dziś wcale się nie sprzedawać
Ilona Rosiak: Na kim wobec tego ciąży odpowiedzialność kreowania trendów i uwrażliwiania słuchaczy na piękno i różnorodność muzyki?
Piotr Kabaj: Z całą pewnością nie ma tutaj odpowiedzialności zbiorowej, ale też nikt otwarcie nie przyznaje się do winy. Rozgłośnie radiowe zarzucają firmom fonograficznym, że wypuszczają słabe piosenki. Artyści z kolei mają do nas żal, że niewystarczająco ich promujemy. My z kolei twierdzimy, że to radia nie chcą ryzykować i przeprowadzają tak zwane badania rynku. Niestety metodyka ich przeprowadzania zaczerpnięta jest z lat 90. i jej skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Nigdy na drodze tej konfrontacji, kiedy słuchaczowi puszcza się kilkadziesiąt sekund nowego utworu, nie będzie można podjąć słusznej decyzji. Jeśli jednak utwór zaistnieje w eterze, to jako power play powinien, jak to działo się dawniej, być puszczany przez cały dzień co godzinę. Tylko w taki sposób dalibyśmy szansę na osłuchanie się z nim, polubienie go, a co za tym idzie, wzbudzenie chęci nie tylko słuchania, ale i posiadania. Wniosek jest jeden, w Polsce nie ma miejsc, gdzie promuje się nowych artystów, brzmienie, trendy

Normalnie ręce nam opadają razem z uszami. Przecież to jest niewymuszone przyznanie się do winy i najzwyczajniejsze obnażanie głupoty połączonej z zagrywką obliczoną na brak kontaktu czytelników z rzeczywistością lub ich krótką pamięć!

Ale zamiast rzucać inwektywami, kolektyw muzyczny Polska Ojczyzna Robotów dokona tutaj rzeczowej dekonstrukcji przytoczonego wywodu, poprzez zacytowanie raz jeszcze najistotniejszych fragmentów, ale zamieniając jednocześnie ten stary wywiad w zupełnie nową rozmowę- bo uzupełnioną o nasze dopowiedzenia i odpowiedzi na postawione w nim pytania. Będzie to w gruncie rzeczy remix wywiadu udzielonego pierwotnie dla "Rynku Muzycznego":

Polska Ojczyzna Robotów: Panie Prezesie- to bardzo dobrze, że w ramach akcji "Bądź Świadomy" organizowanej przez ZPAV, Hieronim Wrona jeżdżąc po kraju uświadamia gówniarzerni koszta związane z produkcją muzyki i fakt, że nie bierze się ona z nikąd. Ale jakie konkretne środki zapobiegawcze podjął Pan osobiście w celu zniszczenie piratów fonograficznych?
Piotr Kabaj: Otóż na potrzeby dyskusji wokół ACTA przygotowałem dla Zbigniewa Hołdysa analizę, według której realne ceny płyt od 2000 roku spadły aż dwukrotnie
Polska Ojczyzna Robotów: A czy w tym czasie nie spadły też przypadkiem realne koszta produkcji lub fizycznej dystrybucji muzyki?
Piotr Kabaj: Podkreślam realne, ponieważ utrzymały się na tym samym poziomie, ale średnie pensje wzrosły ponad dwukrotnie
Polska Ojczyzna Robotów: A jak Panie Prezesie wzrosły w tym czasie pensje na tak zwanym Zachodzie? I czy prawdą jest, że w latach 90. ubiegłego wieku polski nastolatek na album swojego idola musiał wydać w sklepie tyle samo ile jego amerykański rówieśnik? Czy to nie było tak, że w tymże roku 2000, aby móc wydać na album równowartość 16 dolarów amerykańskich, polski dajmy na ten przykład urzędnik państwowy niskiego szczebla / krótkiego stażu musiał przepracować aż 2 dni, a tymczasem ci co byli zatrudnieni w zwyczajnym McDonald'sie za Oceanem potrzebowali w tym celu zaledwie około 2 godzin swojej pracy? Czy naprawdę nikt z decydentów fonograficznych nie dostrzegał tego swoistego kuriozum w postaci amerykańskich cen przyłożonych do polskich pensji? Czy nikt w Polsce lub na Zachodzie nie widział ciągów przyczynowo-skutkowych i problemów wynikających z tej rozbieżności?
Ilona Rosiak: Cena płyty to tylko jeden z argumentów używanych w dyskusji na temat ich zakupu
Piotr Kabaj: Zdecydowanie inaczej rzecz się ma w przypadku słuchaczy nieco bardziej dojrzałych. Jak dowodzą nasze badania, 90% z nich dokonuje świadomych wyborów. Jeszcze zanim wejdą do sklepu, wiedzą, po jaką płytę przyszli
Polska Ojczyzna Robotów: Czyli, że zamiast wyrobionych słuchaczy lepsza byłaby bezmyślna tępa masa nie posiadająca własnych gustów? Czy lepsza byłaby tłuszcza, która muzykę kupuję kierując się na przykład okładką albumu czyli poddająca się zabiegom marketingowym w postaci dajmy na to wokalistki pokazującej się w bieliźnie i rozerotyzowanej pozie?
Piotr Kabaj: Nieprawdą jest, że jeśli firma fonograficzna wyda na promocję płyty jakiejś nieprawdopodobne sumy, to ona na pewno się sprzeda
Polska Ojczyzna Robotów: A to źle? Czy naprawdę lepszy byłby świat, w którym najbogatszy wydawca sprzedaje najwięcej swoich fonogramów? I potem ma on jeszcze więcej na promocję, w wyniku czego ci mniejsi nie mają żadnych szans przebicia się z własnym towarem, a o zaistnieniu zupełnie nowych nie wspominając? Przecież kierując się taką logiką do końca, to siłą rzeczy na placu boju zostałby ostatecznie tylko jeden jedyny producent muzyki!
Piotr Kabaj: Właśnie z uwagi na przemyślane decyzje zakupowe tak się nie dzieje
Polska Ojczyzna Robotów: Straszne rzeczy Pan Prezes opowiada. Że też ci durni ludzie nie chcą kupować tego całego reklamowo-muzycznego syfilisu...
Piotr Kabaj: Najpierw potrzebny jest dobry utwór, którego siła pozwoli otworzyć drzwi do rozgłośni radiowych. W konsekwencji ludzie zaczynają go nucić, rozkochiwać się w nim...
Polska Ojczyzna Robotów: Albo nim rzygać!
Piotr Kabaj: ...a dopiero później rozglądać się za płytą
Polska Ojczyzna Robotów: Na której często poza singlami nic innego nie nadaje się do słuchania. A tymczasem pieniądze już zostały wydane i na półce słuchacza kolejne pudełko z płytą zajmuje nienależne mu miejsce
Ilona Rosiak: Na kim wobec tego ciąży odpowiedzialność kreowania trendów i uwrażliwiania słuchaczy na piękno i różnorodność muzyki?
Polska Ojczyzna Robotów: Jest to bardzo dobre pytanie. W obecnych czasach można na nie odpowiedzieć trójnasób. Po pierwsze: powinni się tym zajmować sami artyści i ich fani, blogerzy, dziennikarze, krytycy oraz tacy ludzie jak wchodzący z skład muzycznego kolektywu Polska Ojczyzna Robotów- czy to na swoich własnych stronach internetowych czy też nie jako przy okazji dyskusji toczonych w realu oraz na forach [ale raczej już nie w wymierającym Usenecie]. Po drugie: zadanie to należy do mediów opłacanych z abonamentu radiowo-telewizyjnego, ale to co w rzeczywistości wyczyniają te tak zwane media publiczne to wszyscy dobrze wiemy; a w razie jakichkolwiek wątpliwości wystarczy włączyć jakąś stację aby na 99% trafić na jakieś gówno albo czystą komercję bez żadnej wartości artystycznej. Po trzecie: jeżeli ktoś nie potrafi pokierować sobie kreacją własnego gustu, to wystarczą mu zwykłe sieczkobrzęki, bo i tak niczego ponad disco z pola nie będzie w stanie docenić. I specjalnie tutaj pomijamy czwartą możliwą odpowiedź, czyli: sprzedawców w tradycyjnych sklepach, gdyż jest to zawód wymierający, który według nas przetrwa w szczątkowej bo niszowej formie
Piotr Kabaj: Z całą pewnością nie ma tutaj odpowiedzialności zbiorowej, ale też nikt otwarcie nie przyznaje się do winy. Rozgłośnie radiowe zarzucają firmom fonograficznym, że wypuszczają słabe piosenki. Artyści z kolei mają do nas żal, że niewystarczająco ich promujemy. My z kolei twierdzimy, że to radia nie chcą ryzykować i przeprowadzają tak zwane badania rynku. Niestety metodyka ich przeprowadzania zaczerpnięta jest z lat 90. i jej skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Nigdy na drodze tej konfrontacji, kiedy słuchaczowi puszcza się kilkadziesiąt sekund nowego utworu, nie będzie można podjąć słusznej decyzji
Polska Ojczyzna Robotów: Ale choćby człowiek nawet sam się zesrał, to przecież z gówna porcelany nie wypali. Nam czasami wystarczą 3 fragmenty po 3 sekundy, żeby wiedzieć z czym mamy do czynienia. Gówno czy kicz zawsze będzie kiczowatym gównem, nie ważne kto i jak będzie je sprzedawał . O ile nam samym rzadko da się za pierwszym zidentyfikować bez żadnych wątpliwości coś podpadającego pod własne gusta, to o tyle z rozpoznaniem tego co się absolutnie nie podoba praktycznie nie mamy żadnego problemu. Tym bardziej, że w przypadku typowych piosenek mamy przecież do czynienia z konstrukcją typu "zwrotka + refren + zwrotka + refren + solówka + refren", gdzie muzyka jest w gruncie rzeczy taka sama i grana w sposób powtarzalny, a co pozwala nam właśnie na takie nie słuchanie całego utworu. No bo jeżeli słuchaczom nie podoba się w piosence na przykład gitara i wokal w pierwszej zwrotce czy podbicie bitu w refrenie wraz z użytymi chórami, to przecież w drugiej będą na 99% mieli podane to samo, więc wystarczy im tylko przeskoczyć do dalszego fragmentu w celu upewnienia się, że mają do czynienia ze sztampowo ulepionym gównem. Bądźmy realistami i myślenie życzeniowe zostawmy daleko za głośnikami. Przecież tacy ludzie jak krytyk muzyczny Carl Wilson, który uważał muzykę Céline Dion za repulsywną, ale potem jednak napisał o niej książkę "Let's Talk About Love: A Journey To The End Of Taste" polubiwszy parę jej kawałków w procesie badania tematu, to są wyjątkowe przypadki tylko potwierdzające regułę
Piotr Kabaj: Jeśli jednak utwór zaistnieje w eterze, to jako power play powinien, jak to działo się dawniej, być puszczany przez cały dzień co godzinę
Polska Ojczyzna Robotów: "Dawniej", czyli tak jak w latach 90.? Czyli do znudzenia aż do wyrzygania? Więc wedle Pana Prezesa metodyka badań muzycznych z tamtej dekady jest do dupy, ale sam sposób promocji muzyki jest dobry?
Piotr Kabaj: Tylko w taki sposób dalibyśmy szansę na osłuchanie się z nim, polubienie go, a co za tym idzie, wzbudzenie chęci nie tylko słuchania, ale i posiadania
Polska Ojczyzna Robotów: Albo wzbudzenie nieodpartej chęci zaprzestania słuchania poprzez rzucenie odbiornikiem o ścianę
Piotr Kabaj: Wniosek jest jeden, w Polsce nie ma miejsc, gdzie promuje się nowych artystów, brzmienie, trendy
Polska Ojczyzna Robotów: A podobno kraj nasz jest wręcz zasłany różnego rodzaju festiwalami i konkursami muzycznymi, widocznie my mamy jakieś przestarzałe informacje w tym zakresie. Ale czy słyszał Pan Prezes może o tym nowym wynalazku amerykańskich naukowców? Nazywa się Internet i podobno można go wykorzystać do szerzenia swoich opinii a nawet do reklamowania siebie i innych! Gdyby tylko udało się go sprowadzić do Polski, to może wtedy powstały by w nim właśnie takie specjalne wydzielone miejsca, gdzie między innymi promuje się nowych artystów, brzmienie, trendy? I to bez automatycznego ponoszenia na dzień dobry kosztów typowej reklamy i tradycyjnej dystrybucji, a co ułatwiałoby dotarcie do szerszej publiczności nawet amatorom i pół-profesjonalistom? Takie miejsca w tym Internecie można by je nazwać na przykład YouTube, Vimeo, Myspace, Facebook albo jeszcze jakoś tak podobnie
Piotr Kabaj: Wniosek jest jeden, w Polsce nie ma miejsc, gdzie promuje się nowych artystów, brzmienie, trendy
Polska Ojczyzna Robotów: Pan Prezes to jednak wielką krynicą mądrości jest. Wyciągnąć tylko jeden wniosek i do tego błędny- do tego trzeba być istnym tytanem myśli. Gratulujemy

A tak na poważnie, to Pan Prezes wie o możliwościach dystrybucji przez Internet, bo na początku tego wywiadu wspomniał na przykład o 5% udziale sprzedaży cyfrowej w branży wydawniczej [w jej ogólnym ujęciu za rok 2011]. Ale w całym tym lamencie unika Panu Prezesowi jeden bardzo istotny fakt- kiedyś jak ktoś chciał kupić daną płytę za rozsądną kwotę, to szedł na targowisko / giełdę / stadion i kupował "od Ruskich" lub im podobnych. Czyli jakby nie było od mniejszej lub większej mafii, a co wiemy z pierwszej ręki. Albowiem dawno temu znaliśmy pewnego osobnika, który posiadał w swoim pececie wypalarkę CD właśnie w czasach, kiedy kosztowała ona majątek, a dzięki czemu zarabiał on niezłe pieniądze na dopalaniu płytek z co bardziej popularną muzyką z przeznaczeniem na tak zwany stadion, które odbierali od niego panowie ze wschodnim akcentem. I co też wtedy, w tych latach 90., robiły polskie oddziały wielkich wytwórni [tak zwanych majorsów], dysponujące odpowiednia siłą rażenia medialnego i zapleczem prawno-technicznym? Czy walczyły o obniżenie cen wydawanych przez siebie albumów zagranicznych wykonawców. Oczywiście, że nie. Zamiast tego walczyły z piratami, czyli z mafią, która na tym "naszym" stadionie jakoś zawsze wiedziała, kiedy pojawi się na niej Policja, więc też tego dnia sprzedawcy operujący łamana polszczyzną robili sobie wolne. Ostateczny sumaryczny wynik takich nagłaśnianych w mediach potyczek wszyscy dobrze znamy- sprzedaż stadionowa podrabianych wydawnictw już dawno zniknęła, ale nie na skutek tychże działań wytwórni i organów państwowych tylko z powodu postępu technologicznego. A dobitnie świadczy o tym to, iż ostatnie Złote Szlabany, czyli nagrodę w formie oprawionych złotych płyt winylowych dla organów celnych za walkę "z przestępstwami w zakresie naruszania praw własności intelektualnej", Koalicja Antypiracka przyznała ostatnio w roku 2005- czyli 7 lat temu, a co dotyczyło działań z roku 2004. A przecież z momentem wejścia Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku, otworzono nasze granice na zachodzie a nie na wschodzie!

Różnica między "wtedy" a "teraz" jest więc zasadnicza: bo i ile dany artysta kopiowany obecnie w Internecie także nie osiąga [bezpośrednich] finansowych profitów z tego tytułu, to o tyle nie bogaci się jego kosztem jakaś kurwa grupa towarzyska, która potem zyski z tego mogła inwestować właśnie w łapówki dla Policji [albo na przykład handel kobietami]. Jeżeli do tego doda się fakt, że rdzennie polskie wytwórnie hip-hopowe czy też na przykład takie SP Records, płyty swoich wykonawców od lat sprzedają za [uogólniając] połowę ceny albumu zachodniego, to wniosek nasuwa się sam. A mianowicie: ktoś tu kogoś rucha w dupę i mózg jednocześnie!

No bo jak to jest, że w pewnym dużym sklepie internetowym najnowsza płyta Madonny na krążku CD kosztuje [już po przecenie] 55 PLN, a takiego polskiego składu Tabasko 30 PLN? Przecież Madonna jest znana na całym świecie od wielu lat, a Tabasko to kolektyw, którego nawet najbardziej znany członek O.S.T.R. wielu Polakom z niczym się nie kojarzy. Jak Madonna przyjechała na koncert do Polski 2008 08 15 i 2012 08 01 to ile było o tym trąbione w mediach? A ile darmowego szumu [czyli promocji] na cały kraj miało Tabasko przy okazji swoich koncertów? Idźmy dalej, czyli dla przykładu skupmy się na kosztach wydania samego fonogramu: sesja zdjęciowa i opracowanie CD bookletu przecież też kosztuje. Ale Madonna w odróżnieniu od chłopaków z Tabasko, swoje płyty sprzedaje na całym świecie, więc w jej przypadku te koszta rozkładają się w ujęciu na poszczególne kraje do jakiś ułamkowych kwot. Bo przecież tłumaczenie tych paru linijek textu po angielsku to jest robota na pół godziny pracy na poziomie licealisty- jeśli ktoś w to nie wierzy, to niech sobie obejrzy anglojęzyczną wersję książeczki dodawanej do jej albumu i wskaże w niej coś innego niż same informacje techniczno-wydawnicze oraz dotyczące autorstwa poszczególnych kompozycji. I także w przypadku gwiazdy tego formatu, samo tłoczenie krążków można zamawiać z góry w większych ilościach [co akurat i tak jest zawsze wydatkiem iście groszowym w przeliczeniu na jeden typowy egzemplarz], a co przy produktach spod znaku takiego jak Tabasko jakimś tam ryzykiem biznesowym jednak jest

Więc jakim kurwa prawem wciska się w ostatecznym rozrachunku polskim słuchaczom album "MDNA" za 55 PLN, a "Ostatnią Szansę Tego Rapu" udostępnia w przystępnej cenie 30 PLN? Prawem rynku? No to odpowiedź rzeczonego rynku na to, jest w Polsce znana od początku lat 90. XX wieku. I czyja to tak naprawdę jest wina, a raczej "zasługa"? I co w perspektywie długofalowej z tego wynika dla wykonawców oraz ich słuchaczy?

KULT Do Sześcianu

2012 10 27

Zeszły weekend był dla nas wyjebany w kosmos, a przynajmniej dla jednej osoby z naszego muzycznego kolektywu. Albowiem Polska Ojczyzna Robotów brała udział dzień po dniu w 3 koncertach formacji KULT. Niestety nie każdemu z nas udało się być na wszystkich 3 występach i tylko jeden z nas zaliczył wszystkie. Wybór miast był całkowicie przypadkowy, bo sprowadzał się akurat do kwestii dostępności zawczasu biletów i transportu powrotnego bądź noclegu

 

2012 10 18: Toruń - Od Nowa

Od czasu naszego pierwszego pobytu w „Od Nowie”, który miał miejsce z okazji reaktywacyjnego koncertu KNŻ w 2009 roku, omijaliśmy ten lokal szerokim łukiem, gdyż nie lubimy być traktowani jak bydło. Więc nawet nie próbowaliśmy załatwić sobie biletów, ale kosmicznym zbiegiem okoliczności dowiedzieliśmy się o jego rzekomej kompleksowej modernizacji. A mając na uwadze fakt, że kariera sceniczna zespołu KULT zaczęła się od wygrania przeglądu młodych kapel właśnie w tym przybytku kultury, postanowiliśmy za wszelką cenę pojawić się na takiej pierwszej imprezie z nową sceną. Bo samo otwarcie klubu po rozbudowie i remoncie miało miejsce dnia poprzedniego, czyli 17 października, z której to okazji Marszałek Województwa Kujawsko-Pomorskiego Piotr Całbecki ufundował dla klubu pamiątkową Złotą Płytę Winylową ["z serdecznymi życzeniami szybkiego, dynamicznego i KULTURALNEGO rozwoju"]. Niestety następnego dnia okazało się, iż to złoto i nowa nazwa zostały temu lokalowi przyznane [przynajmniej w starej części] na wyrost. Bo to jest Nowa Stara Od Nowa Po Staremu

Dobudowane zostały sale / galerie z podświetlaną podłogą i nietypową architekturą od zewnątrz, ale stara sala koncertowa ani nie została powiększona ani zmodernizowana. Na suficie widać było wiatraki klimatyzacji- szkoda tylko, że w ogóle się nie kręcące, a co zaowocowało oczywiście mokrymi od potu ścianami tejże sali. [Aczkolwiek Od Nowa twierdzi, że było 20 alarmów pożarowych spowodowanych ignorowaniem zakazu palenia dotyczącego całego budynku, a skutkujących automatycznym odłączaniem wentylacji i systemu klimatyzacji, potrzebującego potem czasu na ponowne rozpoczęcie pracy- wychodzi więc na to, że winni tego się śmierdziele a nie sam klub]. Mały kibel na dole pod głównymi schodami został zlikwidowany, ale przeszklona ściana przy nich tak jak ograniczała dopływ powietrza tak dalej go ogranicza. A co do nowej toalety to wszystkie 8 kibli i 8 pisuarów zostało zapchane parę minut po tym jak zaczął grać support, a na podłodze pojawiła się woda wymiksowana ze szczochami, dochodząca prawie aż do wewnętrznych schodów. I oczywiście wszystkie pisuary zamontowano na jednej i tej samej wysokości, dla facetów mierzących 150-160 cm; wszystkie muszle klozetowe na tej samej wysokości, dla dzieci; wszystkie umywalki na tej samej wysokości, wygodne dla ludzi mierzących 160-170 cm i oczywiście z małymi kranami. No i nie ma to jak powiesić oznaczenie odnośnie tego, który klozet jest męski a który damski na drzwiach, które cały czas pozostają otwarte i przez to niewidoczne. Do tego zbudowano kasę z okienkiem dostępnym tylko po wejściu do wnętrza budynku- tak że sprawdzanie biletów "na bramce" i kupowanie ich "na miejscu" odbywa się na jednym i tym samym obszarze, przy rozwartych drzwiach wejściowych. Zimą okaże się to na pewno bardzo praktyczne- gratulujemy więc takiej wielce udanej przebudowy lokalu

Można by tutaj pochwalić wynajętą ochronę [obiektu] wyglądająca i wyposażoną tak, jakby jechała na akcję antyterrorystyczną, ale niestety najpierw się spóźniła pół godziny i przetrzymała ludzi na zewnątrz, a potem z kolei ochroniarze nie zawracali sobie głowy sprawdzaniem wchodzących- czyli wnieść można było wszystko. Jedyne co naprawdę usprawniono to dostęp do szatni i możliwość szybkiego wyjścia po koncercie czy też ewakuacji w jego trakcie - ale tylko w kontekście tego co było przed remontem, bo także ten element powinien być zrobiony lepiej. Ogólnie lokal został otwarty przedwcześnie, bo uczucie improwizacji było potęgowane przez takie detale jak zakazy palenia o formie wydrukowanych kartek A4 z samym tekstem bez piktogramów i poprzyczepianych gdzie popadnie; albo taka niedogodność jak ledwo schłodzone "napoje z lodówki" [i to zarówno przed rozpoczęciem opóźnionego występu, jak i w jego trakcie] tudzież jeden jedyny kosz na śmieci odnaleziony w kiblu

Ale przejdźmy może do samego koncertu- najpierw zagrał support Nie Zrozumieliśmy Nazwy Z Miasta Nie Zrozumieliśmy Nazwy. Miało to miejsce gdy jeszcze masa ludzi czekała karnie na zewnątrz na wpuszczenie do budynku. Sam KULT zaczął grać o 19:55 mając tym samym 55 minut opóźnienia w stosunku do informacji na oficjalnej stronie. Ale przynajmniej nie zagwiazdorzyli i nie skrócili planowanego występu, grając do 22:30

Z ciekawszych rzeczy można wymienić Jarosława Ważnego, który na "Wódce" przy tekście "bo im tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził" pociągał właśnie z gwinta butelkę najwyraźniej wódki. Problemy techniczne ze sprzętem Grudy na początku "6 Lat Później" sprawiły, że fanom dane było usłyszeć wydłużone i improwizowane intro do tego utworu. "Sowieci" z kolei zostali wzbogaceni o czwartą odnalezioną zwrotkę; i także inne utwory były lirycznie pozmieniane a przez to wydłużone. No i Kazik grał dużo na saxofonie, do czego przygotowywał sie wedle oświadczenia aż 3 ostatnie lata. A na bisach tak się złożyło, że Polska Ojczyzna Robotów miała okazję uczestniczyć w trzymaniu polskiej flagę i napisem KULT podczas grania "Polski"

Do tej pory widywaliśmy 40 letnich uczestników koncertów tylko pogujących i moshujących- a teraz także crowdurfujących. Nie ma to jak międzypokoleniowa i międzypłciowa napierdalanka w młynie przy odpowiednich dźwiękach. Niestety niektórzy uczestnicy zabawy pod sceną uznali, że nie muszą się umyć przed koncertem albo mogą tam przyjść prosto z pola czy siłowni. Momentami smród potu był nie do zniesienia, także już po występie w okolicach szatni / wyjścia- to chyba pierwszy raz, jak się spotkaliśmy z takim zapachowym buractwem na koncercie wewnątrz lokalu

Co do nagłośnienia to nie jesteśmy akustykami ani inżynierami dźwięku, ale gdy grała cała kapela to momentami nie mogliśmy zrozumieć słów, a za to na samym końcu na "Sowietach" gdy grała li tylko perkusja z [chyba] trąbką, to zrozumiała była każda sylaba. Te empiryczne fakty są dla nas aż nadto symptomatyczne, aby móc je zignorować

Specjalne podziękowania należą się KULTowej Ochronie, jak zawsze sprawnie łapiącej przelatujących przez barierki. I nie ma się więc co dziwić, że na bisach jeden z ochroniarzy widząc że publika jest już zbyt zmęczona na takie zabawy sam postanowił zażyć crowdsurfingu- wdrapawszy się na barierki od strony sceny położył się na rękach fanów i popłynął razem z muzyką. Był to chyba ten sam osobnik, który w 2011 roku w Poznaniu wszedł w rolę wokalisty podczas "Polski". Natomiast jeden z dwóch dźwiękowców, siedzących z tyłu sali w oczekiwaniu na wyjście supportu, na pytanie "Czy ma Pan może setlistę tego występu" odpowiedział "NIE", siedząc przed konsoletą na której leżała złożona w pół kartka papieru z taką oto treścią:

  • Wspaniała Nowina
  • Amnezja
  • Baranek
  • Lewy Czerwcowy
  • Pasażer
  • Poznaj Swój Raj
  • Łączmy Się W Pary, Kochajmy Się
  • Arahja
  • 6 Lat Później
  • O Ani
  • Brooklyńska Rada Żydów
  • Tan
  • Goopya Peezda
  • Śmierć Poety
  • Gdy Nie Ma Dzieci
  • Kocham Cię, A Miłością Swoją
  • Czekając Na Królestwo J.H.W.H.
  • Inżynierowie Z Petrobudowy
  • Ambitni Piloci
  • Celina
  • Czarne Słońca
  • Młodzi Warszawiacy
  • Hej, Czy Nie Wiecie
  • Kurwy Wędrowniczki
  • Marysia
  • Patrz
  • Niejeden
  • Wódka
  • Dziewczyna Bez Zęba Na Przedzie
  • Polska
  • Konsument
  • Po Co Wolność
  • Krew Boga
  • Totalna Stabilizacja
  • Maria Ma Syna
  • Idiota Stąd
  • Sowieci

Bardzo Panu dziękujemy!!! Złoty z Pana człowiek!!!

A teraz korzystając z okazji, podzielimy się naszym wypróbowanym sposobem na to jak należy się ubrać na rozpierdalankę w młynie. Oczywiście najpraktyczniejszy jest cienki t-shirt bez żadnych doklejanych do niego flexowych treści. Także spodnie powinny jak najcieńsze i zapisane na solidny guzik. Natomiast pasek, wszelkie dodatki w postaci pieszczoch i biżuteria są na nie na miejscu, bo albo potem niepotrzebnie przeszkadzają albo kaleczą do krwi innych. Jednakże im jaśniejsze ciuchy tym bardziej będzie widać na nich bród [zwłaszcza pastę z glanów], a z kolei czarne rzeczy założone na imprezę na świeżym powietrzu w pełnym słońcu też nie są dobre. A zakładając, że nie wraca się od razu samochodem, to im zimniej na zewnątrz i im dalsza podróż powrotna, tym gorzej i trzeba znaleźć optymalne rozwiązanie. Można sobie pomóc w tej kwestii poprzez kupno pamiątkowego t-shirta przełożone na po koncercie, aby nie dźwigać ze sobą zbędnych ciuchów. W wersji ekstremalnej można też przyjść w byle czym z przeznaczeniem do wyrzucenia po całkowitym przepoceniu i puszczeniem co niektórych szwów- zamieniając właśnie taką wymiętą szmatę na kupnego t-shirta. Na tym koncercie widzieliśmy też kolesi przebierający się w suche ciuchy wyciągnięte z plecaka- ale zabieranie ze sobą takiego bagażu to też ryzyko, bo nigdy nie wiadomo czy będzie można go oddać bezproblemowo w szatni do przechowania

 

Oddzielne ustęp tytułem posłowia należy się toruńskiej komunikacji. Przede wszystkim pojęcie "Dworzec Główny" w przypadku Miejskich Zakładów Komunikacji w Toruniu jest bardzo osobliwe. Albowiem nie dotyczy ono przystanku widocznego po wyjściu z przejścia podziemnego na miasto, ani tym bardziej przystanku za wylotowym skrzyżowaniu typu "T" a zasłoniętego drzewami, lecz tego oddalonego o pół kilometra przy innym rozbudowanym skrzyżowaniu, w żaden sposób niewidocznego z tegoż Dworca czy jego okolic. Poza tym rozkład jazdy dla naszego autobusu wywieszony na tym przystanku miał datę z rokiem 2009, a tymczasem w Internecie wisiał już taki z 2012. A i tak o planowanej godzinie 18:00 nasz autobus nie przyjechał, tak samo jak i nie przyjechał parę minut wcześniej jeśli by brać pod uwagę tamten nieaktualny rozkład. No i w ogóle sama forma rozkładu jazdy wywieszonego w realu jest trochę myląca, a schemat sieci komunikacyjnej obok niego tak mały i napaćkany, że tylko potęgujący trudności w szybkim zorientowaniu sie, czym i o której jeszcze można dojechać do miejsca przeznaczenia. I tak o 18:17 wsiedliśmy w końcu do autobusu innej linii orientując się tylko częściowo gdzie i kiedy mamy wysiąść. Bo też komunikaty głosowe i pisemne w autobusie oznajmiały tylko fakt przybycia na dany przystanek w momencie już postoju autobusu na nim- co komu po takiej informacji, jeżeli nie usłyszał jeden przystanek wcześniej dokąd zmierza dany pojazd i czy przypadkiem za chwilę nie przejedzie destynacji? A pytanie się pasażerów mogło się dla nas skończyć tak samo jak rozpytywanie ponad pół godziny wcześniej przechodniów w sprawie tego, gdzie jest ten rzekomy przystanek "Dworzec Główny" i uzyskiwane sprzeczne informacje, w którą to stronę pojedzie dany kurs po zrobieniu jakiś zakrętów "gdzieś tam z dalej". Dzięki temu opóźnieniu doświadczyliśmy tego co jest w sztukach walki określane mianem timingu- dotarliśmy pod drzwi lokalu dokładnie w momencie wchodzenia osoby mającej nasze bilety już do budynku. I tylko poziom smrodu w autobusie nie odbiegał od tego znanego nam z innych miast

 

2012 10 19: Gdynia - Hala Sportowo-Widowiskowa "Gdynia"

Przed zakupem biletów liczyliśmy na to, iż występ będzie miał miejsce w znanej nam Ergo Arenie, ale jak się okazało, także Hala Sportowo-Widowiskowo "Gdynia" jest odpowiednio zbudowana i wyposażona. Wcześniej jednak musieliśmy dojechać autobusem do czekającego na nas samochodu jadącego do Trójmiasta, co podobnie jak wczoraj odbyło się bardzo timingowo

Jako support wystąpiło ciekawe trio Porno Zombie, składające się z braci na gitarach i syna jednego z nich- kapela napierdalająca hard corowe brzmienia na niezłym poziomie. Ich występ został dobrze przyjęty przez publikę i przedłużony o 2 dodatkowe piosenki, ale to raczej ze względów technicznych. I już wtedy było wiadomo, że co jak co, ale wokal w tej hali słychać o wiele lepiej niż w Od Nowie. I było też o wiele głośniej, chyba aż do przesady

Jak się miało okazać, koncert KULTu trwał do północy, sumując się aż do 3 i pół godzin. Setlista była więc długa i tym razem także wywieszona na konsolecie, tyle że pokreślona i trochę się potem nam w trakcie koncertu nie zgadzająca:

  • Parada Wspomnień
  • Marysia
  • Brooklyńska Rada Żydów
  • Goopya Peezda
  • Ambitni Piloci
  • The Passenger
  • Berlin
  • Arahja
  • Bal Kreślarzy
  • Poznaj Swój Raj
  • Do Ani
  • Celina
  • Baranek
  • Czterej Jeźdźcy
  • Dziewczyna Bez Zęba Na Przedzie
  • Hej, Czy Nie Wiecie
  • Czarne Słońca
  • Lewe Lewe Loff
  • Wspaniała Nowina
  • Jeśli Zechcesz Odejść, Odejdź
  • Gdy Nie Ma Dzieci
  • Notoryczna Narzeczona
  • Kocham Cię, A Miłością Swoją
  • Wróci Wiosna, Baronowo
  • Idiota Stąd
  • Oni Chcą Ciebie
  • Amnezja
  • Królowa Życia
  • Królowa Życia
  • Wódka
  • Zegarmistrz Światła
  • Polska
  • Konsument
  • Po Co Wolność
  • Krew Boga
  • Totalna Stabilizacja
  • Dolina
  • Dyplomata
  • Maria Ma Syna
  • Sowieci

A oprócz tego Kazik dużo gadał do mikrofonu, ustanawiając przy tym chyba własny rekord konferansjerski informując publikę o losie kompozytora utworu "Oni Chcą Ciebie". Otóż Rafał Kwaśniewski obecnie ma do odsiedzenia jeszcze 5 z 7 łącznych lat za posiadanie marihuany i amfetaminy- jako, że jest to po prostu zwyczajnie głupie, bezcelowo i nieludzkie, toteż konferansjer dodał do tej informacji przy okazji ocenę krajowego systemy sądowniczo-karnego wraz z krytyką USA i rozmiękczania niedawnej afery z parabankowym złotem. Niestety sam ten utwór muzycznie nie zachwyca i o wiele lepsza jest inna kompozycja tego jednego z byłych gitarzystów KULTu, pod tytułem "Kwaska". Podobnie w kategoriach złej selekcji oceniamy wypowiadanie się przez wokalistę na scenie, iż jedynym utworem z nagrodzonego statusem Złotej Płyty "Poligono Industrial" nadającym się do grania na żywo jest "Kocham Cię, A Miłością Swoją". Bo czyż atrakcyjna muzycznie "Kasta Pianistów" i dobre lirycznie "Bracia" nie nadają się na koncerty? Bo o ile jest dla nas jasne, że eklektyczny utwór "Poligono Industrial" nigdy nie uzyska należnego mu uznania, ale tenże jeden stary [a odświeżony] kawałek i tamten drugi z kaczkami w tle, w przeszłości przecież były już grywane na żywo

Inne natomiast wydłużenie tego występu wynikło z, jak to określił także MC, pęknięcia struny [w gitarze Jabłońskiego] i do wsadzenia do niewłaściwej dziurki z dwóch dostępnych [w gitarze Wereńskiego] w utworze "Królowa Życia". Toteż zarządził on zagranie go raz jeszcze "Bo było chujowo słychać", a na pytanie zadane przez kogoś z zespołu z okolic sekcji rytmicznej, odpowiedział "Nie kurwa, od połowy". Niestety ta ciężkostrawna piosenka została powtórzona w całości

Oprócz tego granie "Hej, Czy Nie Wiecie" zostało zastopowane przez niego z powodu scysji pomiędzy ochroną a ludźmi przy barierkach. W momencie zastopowania staliśmy akurat 3 metry od miejsca zdarzenia, ale podobnie jak ludzie obok nie wiedzieliśmy o co poszło- widać było tylko dziewczynę wyciąganą zza barierek i zgłaszających wąty facetów jej towarzyszących. Kiedy indziej z kolei jeden z kolesi został wyniesiony w ogóle z sali za szmaty przez 3 ochroniarzy. Natomiast ochrona obiektu przy wejściu, wymacawszy w dwóch kieszeniach spodni jednego z nas, poprosiła o pokazanie tylko tego co było w jednej z nich

Z rzeczy pozytywnych należy wymienić detale w postaci zamiany ról Grudy i Jabłońskiego w pewnym momencie, czy też obecność Jabłońskiego dodatkowo przy perkusji na "Sowietach". Także "Konsument" został zagrany w wydłużonej wersji, to znaczy z dodatkowymi "zwrotkami" w postaci solówek poszczególnych członków sekcji dętej oraz saxofonisty. Kiedy indziej do klawiszy [zamienionych przez Grudzińskiego na gitarę] dorwał się Kazik, ale tym razem bardziej w formie żartu niż poważnego grania. I oczywiście zwyczajowo pojebał słowa w drugiej zwrotce "Brooklyńskiej Rady Żydów", a dodatkowo w pauzie pomiędzy utworami nieopatrznie powiedział był

Saxofonista: Poczekajcie, muszę wziąść w ręce swojego potwora

Ale najlepszym momentem z całego wieczoru było zagranie wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego "Wróci Wiosna, Baronowo". Na scenę wniesiony albowiem został fotel, w którym mniej więcej do połowy długości utworu zasiadł wokalista- a wraz z nim cała płyta [aż po konsoletę dźwięku], siadając sobie na podłodze. Dzięki temu prostemu zabiegowi scenicznemu, oraz okrojeniu zespołu do klawiszy i basu w początkowej części piosenki, mimo iż był to koncert w hali, to nagle zrobiło się bardzo kameralnie. I samo to siedzenie a następnie stanie wokalisty na fotelu nie było bierne lecz, nosiło znamiona perfomance'u [czy jak kto woli: teatru]

Także z uwagi na rozmiar pomieszczenia lepiej prezentowała się praca świateł, ale czego docenić nie idzie stojąc na płycie, bo nawet oglądanie się do tyłu daje tylko namiastkę pełnego obrazu efektów wizualnych. W pełni ocenić je można było tylko udając się na sam tył do górnej części trybun. I tak jak zawsze oglądanie z wysokości ludzi tworzących wall of death przy scenie czy nawet zaczynających się bawić w zwykłym młynie przy pierdolnięciu w danym utworze, to rzeczy które widziane z bliska [na poziomie oczu, niekoniecznie poprzez czynne w nich uczestnictwo] mają zupełnie inny wymiar. Nie ma to jak wybiec sobie na początku "Polski" na środek i zacząć pogować w środku dużej pustej przestrzeni w oczekiwaniu na atak tłumu z każdej strony

Samo wyjście z obiektu przebiegało sprawnie. A natomiast poranne dotarcie autobusem na kolejowy Dworzec Główny utwierdziło nas w słuszności naszej wczorajszej negatywnej oceny systemu informacji toruńskiej komunikacji miejskiej- w Trójmieście wszystko było dla nas jasne i czytelne. I nawet smrodu nie było w tym autobusie. A kolejowy Dworzec Główny skojarzył nam się z tymi widywanymi na hollywoodzkich filmach, z poprawką na to, że ten gdański ma mniej reklam i komercyjno-reklamowej przaśności. No i na peronie dostrzegliśmy Jeżyka wsiadającego do pociągu zmierzającego do następnego koncertowego miasta

 

2012 10 20: Inowrocław - Hala Widowisko-Sportowa Ośrodku Sportu I Rekreacji

Gówno nie koncert, niestety. Przynajmniej po porównaniu z dwoma poprzednimi. No bo, żeby pod od połowy występu można było bez problemu dopchać się pod same barierki, a na bisie podczas "Polski" nie było młyna?

Ale zacznijmy od początku czyli od przybycia pociągiem- biorąc pod uwagę toruńskie opóźnienie i gdyński późniejszy start od tego widniejącego na oficjalnej stronie, już na dworcu jesteśmy specjalnie nie na czas. Także celowo wybieramy się pieszo na przełaj w kierunku hali- aby było szybciej i jednocześnie by poznać drogę powrotną, gdyż zakładamy, że koniec koncertu będzie miał miejsce po zakończeniu kursowania komunikacji miejskiej oraz spodziewamy się braku taksówek. Planujemy także zwyczajnie ochłodzić się podczas pieszej podróży powrotnej na dworzec kolejowy. Oczywiście po drodze wpieprzamy się w tereny uzdrowiskowe czyli wielki nieoświetlony park bez ludzi i [mylnie zakładamy] zboczenie z trasy. Elektroniczny słup informacyjny po wybraniu na nim przez pomyłkę pozycji odnośnie komunikacji miejskiej zamiast mapy, najwyraźniej się zawiesza [no a przynajmniej zamraża]. Wokół łażą sami przyjezdni. I dopiero odnaleziony analogowy plan miasta z zaznaczoną pozycją "jesteś tu" rozwiewa nasze wątpliwości. Ale i tak potem zmyla nas elektroniczna reklama KULTowego koncertu, wyświetlana nad wejściem na przylegający do hali stadion. I znowu jest ciemno, bez oznaczeń i ludzi, których można by spytać o drogę. Jedynie własne doświadczenie mówi nam, że te szybko migające światła muszą wydobywać się z obiektu w którym właśnie trwa koncert

I w taki to oto sposób straciliśmy cenne minuty na dojście do hali, w której już grał nie support ale sam KULT. Gdyż jak się okazało, tym razem godzina "19:00" oznaczała faktyczną godzinę rozpoczęcia, czyli coś przeciwnego niż przez 2 poprzednie dni. Kupujemy więc bilety i wchodzimy na występ dopiero na którymś utworze z kolei. A na którym to nie wiemy, bo do dzisiaj nie możemy znaleźć setlisty w sieci; taka to była chujowy impreza. A koncertowanie 3 dzień z rzędu zaczyna nam zlewać w jedność sumę poszczególnych doświadczeń

No i zabawa w młynie jako taka była tylko gdzieś przez pierwszą godzinę, a potem tłum zaczął rzednieć na tyle, że po dodatkowej przerwie już tylko do połowy utworu "Po Co Wolność" jeszcze można się było ponapierdalać. Bo nawet wznowienie występu zespołu od piosenki "Goopya Peezda" z tej jej zajebistym [podwójnym] pierdolnięciem, nie wyzwoliło w ludziach stosownej energii. A sama ta wymuszona przerwa przed-bisowa nastąpiła po tym, jak pomocy medycznej wymagał jeden z moshujących, doznawszy urazu szyi. Na szczęście ruszał nogami i po udzieleniu pierwszej pomocy przez obecnych na miejscu medyków [przy profesjonalnej asyście ochrony zarówno KULTowej jak i obiektu], został wyniesiony przy burzy oklasków i krótkim odśpiewaniu "Sto Lat". Kazik natomiast oznajmił, że do czasu przybycia transportu medycznego po prostu nie będą mu hałasować

Ale co do niedopisania publiczności to braki w audytorium był aż nadto widoczne. Albowiem hala ta jest o wiele mniejsza od tej Gdyńskiej, a mimo tego wypełniła się gdzieś tak w 1/3, a pod sceną była bardzo niska średnia wieku. Dźwiękowcy operujący z poziomu płyty równie dobrze mogliby teoretycznie funkcjonować bez barierek ochronnych, gdyż sytuacja ich nie wymagała. Tak samo wewnątrz budynku nie było żadnych punktów gastronomicznych i chyba tylko na zewnętrznym tarasie można było coś kupić. Punktu sprzedaży towarów muzycznych także nie znaleźliśmy, więc albo go nie było w ogóle albo został zwinięty zaraz po rozpoczęciu występu. No ale tak to już jest, jeżeli zespół na swojej stronie internetowej przez jakiś czas ma wywieszoną taką oto informację:

"Niestety ale w związku z niedotrzymaniem warunków umowy przez organizatora jesteśmy zmuszeni usunąć z naszych oficjalnych stron informacje na temat tego koncertu. Na obecną chwilę ten koncert dla nas nie istnieje. Zostaliśmy wprowadzeni w błąd. W wypadku wyjaśnienia spornych kwestii i podpisania przez organizatora umowy koncert w Inowrocławiu wróci do naszego kalendarza. Obecnie ten termin jest nieaktualny"

I nawet na oficjalnych t-shirtach ze spisem miast dla nowej Pomarańczowej Trasy nie było Inowrocławia. No to czemu się potem dziwić, że ludzie albo o tej imprezie albo nie wiedzieli albo nie chcieli ryzykować straty czasu / kasy? A potem to nawet sam zespół najwyraźniej dostosował się do zaistniałej sytuacji i dając krótkie bisy zakończył występ tuż przed 23:00, po niecałych 3 godzinach [wliczając w to wypadkową przerwę]

Jedyny pozytyw z tego wypływający jaki możemy wskazać to taki, że mogliśmy po raz pierwszy na żywo zobaczyć z bliska, jak bardzo na tych koncertach bawi się Ochrona KULTu. Co chwilę któryś tańczył, śpiewał słowa albo podgrzewał publikę do klaskania czy pogowania. Jeden wysoki, sztucznym niskim krokiem przebił się przez [wtedy jeszcze jako taki] tłum i stanął sobie przy barierce zupełnie na wprost mikrofonu, ku zaskoczeniu kumpli z obstawy i zespołu. Inny z kolei zażył crowdsurfingu. Ale najlepszy przykład na to, że oni są wyjątkowi, to ten z udziałem jakiejś na oko 14-sto letniej panienki, która to po przeleceniu przez barierki została posadzona na barach i po pokręceniu się w te i we w tę przy barierkach, została wprowadzona na samą scenę, gdzie bujana górowała nad wokalistą śpiewającym "Piosenkę Młodych Wioślarzy" [w lubianej przez nas wersji reggae]! Kiedy indziej starszy wiekiem fan poprosił ich o podniesienie na ręce spod sceny [za barierkami], w rezultacie czego popłynął sobie w trakcie "Czarnych Słońc" najpierw w stronę konsolety dźwiękowców a potem z powrotem pod barierki

 

2012 10 21: Inowrocław - The Return / Revenge Of The City

Taaak. Masz powrót zdecydowanie wymaga przyznania mu osobnego rozdziału, bo obfitował w chyba więcej stymulantów w niż występ, na który przyjechaliśmy; a ponadto wymiksowanie go z opisem samego koncertu, spowodowało dosyć niezasadne jego obciążenie w dół

Otóż nasz pierwotny plan zdążenia na ostatni sobotni pociąg, zarzucony na etapie planowania przed przyjazdem, jednak mógłby być wykonalny gdyby nie ten wypadek na hali. Ale oczywiście na przystanku autobusowym pojawiliśmy się 3 minuty po odjeździe ostatniego autobusu o kursie zorientowanym na dworzec. W związku z tym postanowiliśmy wykonać plan alternatywny wymyślony podczas wcześniejszego błądzenia po parku, czyli udania się pieszo na rogatki miasta i złapania stopa. Niestety zaczynała zapadać mgła a my byliśmy aż zanadto ochłodzeni, a nasze letnie stroje bojowe założone z myślą o młynie, już dawno powysychały. I tak po 2 i pół godzinach machania ręką i nagabywania kierowców samochodów korzystających z pobliskiej stacji paliw, wróciliśmy do planu głównego; czyli udania się na Dworzec Główny i po prostu poczekania tam do 4 rano. A żeby było śmieszniej i surrealistyczniej, to jedną z osobówek zatrzymujących się na tej stacji paliw jechali KULTowi Ochroniarze, a z kolei vanem swojej firmy ekipa z wynajętymi na występ zespołu barierkami

Dojście z buta na ten dworzec kolejowy okazało się zajebiście trudne, bo od 3 dniowego pogowania i mashowania mieliśmy zmasakrowane stopy, a na moście wjazdowym do miasta strasznie przyjebała zimna mgła. No a na miejscu, to jakby to powiedział Kazik: "Ja pierdykam!", od tego czekania "na dworcu w nocy, jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy". Bardziej zdewastowane budynki kolejowe to są chyba tylko te przeznaczone przez organa kontrolne do wyburzenia oraz te porzucone stacje kolejowe na likwidowanych połączeniach widywane czasami podczas jazdy. Inowrocławski budynek ma wszędzie obdrapane, porysowane, pomalowane, poobklejane ściany; materiały dobrze pamiętające głęboki PRL, niesprawne urządzenia, pourywane ze ścian elementy; przaśność, syf, bieda, prowincjonalność, antyestetyka i aż nadto widoczne objawy ekonomicznego upadku. Dla przykładu:

  • oświetlenie dojścia od głównej trasy wylotowej z miasta do budynku znikome
  • przy [o dziwo działających] automatycznych drzwiach stara budka telefoniczna, ale tylko ze śmieciami na podłodze [czyli bez samego aparatu]
  • automat do kawy i herbaty popsuty
  • automat do wydawania biletów też się nam zawiesił
  • kibla brak
  • wydzielona dodatkowa poczekalnia zamknięta
  • śladowa ilość kaloryferów
  • letnia temperatura kaloryferów
  • liczne niedziałające lampy
  • wielka pajęczyna na wielkim zegarze
  • nieustanne buczenie urządzeń prądowych
  • nieaktualne / nieuzupełnione o odpowiednie i istotne dane / niepodpisane przeróżne regulaminy / instrukcje
  • ogłoszenia na drzwiach o możliwości wynajmu wywieszone od dłuższego czasu
  • okna kas prawie że dosłownie zabite dechami [bo zabite płytami z dykty]
  • brak automatu z kanapkami czy batonami
  • komunikat audio [wyemitowany w środku głuchej nocy do pustej hali] składał się w jakiś 90% z akustycznego bełkotu, nie dającego się zrozumieć bez pomocy analizy jego zapisu

Między 2:30 a 3:30 widzieliśmy tylko z 3 samochody zajeżdżające pod dworzec i dostarczające najwyraźniej maszynistów czekających potem na peronach na przyjazd pociągów towarowych. A tak poza tym co cały budynek należał do nas i [możemy się założyć że tylko teoretycznie] czterech kamer monitoringu oferujących nie tyle blind spoty co całe obszary bez nadzoru. Natomiast w zwiedzonej z nudów przez nas "zamkniętej" górnej części, pokłady brudu były o wiele większe niż w na poziomie zero. Ale i tak nic nie przebije na tej górze, powywieszanych na drzwiach plakatów informujących obywateli o organizowanych spotkaniach dla obywateli omawiających zalety... wstąpienia Polski do Unii. Już mogliby te historyczne plakaty przewiesić na dół, gdzie inna zamknięta sala [znajdująca się dokładnie pod tą na górze] straszy pustą przestrzenią. Po prostu obraz nędzy i rozpaczy, a do tego znakomita miejscówka na podstępne zwabienie kogoś w miejsce "publiczne", celem zamordowania bez świadków i porzucenia ciała do czasu jego odkrycia na wiosnę z uwagi smród jego rozkładania się lub wbiegające tam szczury. No bo czy wspomnieliśmy, że na tzw. hali głównej są powykładane wkładki deratyzacyjne? Brak bezdomnych świadczy natomiast o tym, że nawet takie osoby mają w sobie na tyle klasy, aby po prostu nie przebywać byle gdzie

Gdy w końcu lekko opóźniony pociąg wtoczył się na peron przed 5 rano, otworzyły się drzwi i usłyszeliśmy konduktora każącego robić nielicznym wsiadającym pasażerom wypad na koniec składu. Początkowy brak zrozumienia zniknął po krótkiej chwili, kiedy to w innych drzwiach zobaczyliśmy wyglądającego z nich policjanta w rynsztunku do tłumienia zamieszek, natomiast z okien przedziałów zaczęły się wychylać zakazane mordy z szalikami, browarami i wrzaskami. Nie ma to jak trafić na kiboli jadących z Gówno Nas Obchodzi Skąd do Gdzieś Tam Daleko- no żesz kurwa, czy oni muszą się pytać rykiem o to jaka to stacja, gdy wystarczy spojrzeć parę metrów w bok, by zobaczyć wyjebanej wielkości napis INOWROCŁAW? Ten bonus to był dalszy ciąg naszych pokoncertowych surrealistycznych doświadczeń okołoKULTowych, bo w tym naszym porannym pociągu natknęliśmy się na aż dwa rodzaje mundurowych dziwolągów

W trosce o higienę psychiczną wsiedliśmy do jednego z dalszych wagonów, razem z kobietą dźwigającą walizkę. No i kobieta ta usłyszała od razu po wejściu na korytarz od dwóch łysych ubranych w szmaty klubowe, że "Jak walizka jest za ciężka to my pani pomożemy. A ma pani laptopa? Bo chcemy wyniki sprawdzić...". No to przeszliśmy od razu do poprzedniego wagonu, w którym kolejarz na pytanie o to czy można u niego kupić bilet, odpowiedział był, że to się robi na początku składu. Na dopytanie odnośnie tego czy tam w ogóle można dojść już tylko spojrzał z politowaniem i zamknął się w swoim przedziale

Niestety to bydło było w całym pociągu, a nie tylko w pierwszych jakiś 10 wagonach, jak to rzekomo miało być w założeniu. I oczywiście do naszego wagonu musiał dotrzeć pijany Jowialny Troglodyta / Pożyteczny Idiota / Brzuchaty Sportowiec. Głównie chodziło mu o to, że chce odkupić "4 fajki za 10 zeta", bo mu się skończyły. Ale o co ponadto, to już nie szło zrozumieć bo był mocno najebany. W celu zdobycia tych papierosów na sztuki, zaczepiał ludzi nawiązując z nimi konwersację na tematy piłkarsko-kibolskie, w czym absolutnie nie przeszkadzały mu pozamykane na klucz drzwi przedziałów, które potrafił otworzyć bez problemu siłą; ale tylko pod warunkiem, że był w stanie rozpoznać prawidłową stronę ich przesuwania, gdyż zamroczenie alkoholem nie zawsze mu na to pozwalało. A gdy w końcu dotarł do naszego kolektywu poprzynudzać o wielkiej historycznej przyjaźni dwóch klubów od roku 197CHUJNASOBCHODZIKTÓREGO, to nieopacznie został mu pokazany bilet z koncertu- i to był wielki błąd. Albowiem on się w tym momencie wyraźnie ożywił i zaczął pierdolić o... Kaziku, Litzie, cytować w kółko refren "Przy Słowie", rzucać tytułami piosenek z repertuaru KNŻ, chwalić koncerty KULTu i w ogóle pierdolić o kapelach Vader, Behemoth, Acid Drinkers itp. itd.

I jedynie głód tytoniowy zmusił go do dalszych poszukiwań, które zakończył u konduktora właśnie. Niestety droga powrotna znowu zeszła mu na pierdoleniu do nas o gównach, których nawet nie mamy w dupie, bo po prostu sramy na całą tą piłkę nożną, nie ważne czy europejską czy polsko-kibolską. A ta nasza bardzo szybka ocena jego osoby, już po paru wypowiedzianych zdaniach [jeszcze przed pokazaniem biletu KULTu] nie była wcale a wcale przesadzona. No bo co ten koleś, zachwycający się przecież liryką Kazika z jego środkowookresowej kariery solowej, rzucił nam na pożegnanie? A no bezmyślne "Heil Hitler!". No więc czy ktoś taki cokolwiek rozumie z tych tekstów Staszewskiego? A może to my jesteśmy ci ograniczeni umysłowo, a on tylko po prostu wziął sobie do serca linijkę Kazika "I nie chcę abyś myślał dokładnie jak ja [...] Chwalmy Pana!"? Albo to jego "Heil Hitler!" to był taki wielce wyrafinowany żart intelektualny, sprowadzający się w zawoalowany sposób do komizmu sytuacyjnego na zasadzie pozornego zaprzeczenia? Bo to, że w swojej ogólnej masie to są buraki to nie jest tylko nasza opinia, ale także panienek, które do tego pociągu wsiadły jeszcze przed Inowrocławiem, a potem w przejściu podziemnym naszej stacji końcowej wyrażały bez skrępowania głośno swoje oceny ich zachowania

[Szkoda, po prostu szkoda, że te takie wagony wypełnione hołotą, pod osłoną tak zajebiście gęstej mgły nie zostały zwyczajnie odłączone i wywiezione gdzieś tam do utylizacji- bezrobocie by spadło, akty wandalizmu się zmniejszyły, policja miała by więcej czasu na łapanie złodziei, popyt na mieszkania by zmalał a wraz z nim ich cena. No bo w końcu jak ktoś wielbi Hitlera, to niech korzysta z rozwiązań "społecznych" przez niego wypracowanych- tyle że w sposób przedmiotowy i odwrotny od wyznawanego]

Na naszej stacji końcowej uderzają nas dwie różnice dopiero teraz widoczne. Po pierwsze, mimo że u nas też nie jest tak jak w naprawdę dobrze wyglądającej Gdyni Głównej, to jednak w porównaniu z Inowrocławiem u nas na Dworcu Głównym jest już Europa. No a po drugie, u ten nas pociąg był zabezpieczony poprzez oficera stojącego na peronie z dokumentami. Stał on sobie i najwyraźniej odbierał meldunki od kolejarzy, którzy to za plecami mieli wejście do budynku z ukrytymi w nim gliniarzami w kombinezonach bojowych oraz takimi po cywilnemu, płci obojga. No i jak tu nie oceniać Inowrocławia w kategorii wiochy, skoro miasto to nie wystawiło ani jednego policjanta do ochrony swoich budynków i pasażerów? Bo Komendant [uwaga] Powiatowy i tudzież Prezydent uznali, że i tak nie mają one żadnej wartości?

Na koniec chcemy więc przekazać mieszkańcom Inowrocławia najszczersze wyrazy ubolewania niepodszyte w żaden sposób sarkazmem. Jeżeli wasz Dworzec Główny ma być wizytówką miasta, to turyści po wyjściu z pociągu mogą odnieść wrażenie, że lepiej chyba zawrócić i wsiąść do niego z powrotem. Także wasza hala sportowa, no może nie tyle co utwierdziła nas w negatywnej ocenie co nie pozwoliła na jej poprawienie. Natomiast sam wasz koncert zespołu KULT w ramach Pomarańczowej Trasy 2012 to jak do tej pory najsłabszy występ jakiegokolwiek zespołu, w którym kolektyw muzyczny Polska Ojczyzna Robotów miał okazję kiedykolwiek brać udział z premedytacją. Naprawdę szkoda nam Was, fanów

A dla nas samych koniec tego długiego weekendu mógłby być bardziej udany, ale i tak zaliczenie przez nas crowdsurfingu 3 dni z rzędu przy "Arahji" to i tak aż nadto. Niedosmak pozostaje tylko w związku z tym, że te nasze płynięcia w przypadku Inowrocławia, ze względu na małą liczbę uczestników, kończyły się bardzo szybko i nie skutkowały dotarciem za barierki

A dla fanów zastanawiających się, czy warto uczestniczyć we występie danego wykonawcy kilka dni z rzędu, możemy zaręczyć, że takie 2 dni są atrakcją. Ale 3 i więcej mogą okazać się trochę nużące, zwłaszcza wtedy, jeśli na setliście pojawi się zbyt dużo nielubianych kawałków

Najlepszy Wokalista Wszechczasów: Justin Bieber

2012 10 02

Po czym poznać idzie poznać, że jest się na koncercie Najlepszego Wokalisty Wszechczasów? Po poziomie decybeli generowanych przez piszczące fanki? Po ilości otrzymanych branżowych nagród w postaci Złotych Płyt? Po krótkości czasu w jakim wyprzedają się bilety VIP? Po liczbie odsłon videoklipów na YouTubie? Oczywiście, że nie

Najlepszego Wokalistę Wszechczasów poznaje się po tym, że gdy w środku wykonywanej na żywo piosenki zachce mu się puścić pawia, to sobie rzyga nie przerywając śpiewania

A Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości co do warsztatu technicznego deklasującego innych piosenkarzy, pozwalającego na jednocześnie wydobywanie z siebie głosu bez załamania i zwracanie zawartości żołądkowej w tym samym momencie, to niech sobie po prostu poszuka chociażby na Tubie rzygającego Justina Biebera na koncercie 29 września 2012

Pierdzenie Na Trąbce Sygnałowej

2012 09 22

Nareszcie. Dzisiaj, po 85 latach, Polskie Radio [Program Pierwszy] przestaje nadawać cały nudny Hejnał Mariacki transmitowany codziennie o godzinie 12:00 z Krakowa

Abstrahując od tego, że ta melodia jest po prostu kiczowata i generuje przeżycia artystyczne na poziomie polifonicznej melodyjki z komórki lub dzwonka do drzwi, to po jaką cholerę powtarzać ją 3 razy? Przecież uszy bolą już po pierwszym razie! A to, że liczba cztery wynika z budowy samej wieży, z której to sygnał oznajmiał w przeszłości mieszkańcom wybicie południa, na początku XXI wieku nie ma już najmniejszego znaczenia- bo "sygnał" ma oznaczać faktyczną godzinę 12:00 [z ewentualną dokładnością do paru sekund], a nie 12:00 + "nie wiadomo ile czasu upłynęło od początku grania Hejnału, bo nie mam licznika w głowie a poza tym znowu włączyłem radio w trakcie jego transmitowania więc nie wiem ile jeszcze powtórek sygnału usłyszę"

A krakowianie / kombatanci / smutni panowie z Pewnej Organizacji Na Literę K / hejnaliści niech nie pierdolą o zamachu na świętość / tradycję, bo przecież nie zakazano im tego pierdzenia na instrumencie w ogóle a jedynie skrócono do sensownej długości jego transmisję w radiu utrzymywanym z opłat słuchaczy z całego kraju. Jak ktoś chce to niech sobie nagra te sieczkobrzęki x4, zrobi z nich 74 minutowego loopa, wypali go sobie na 4 płytach CD, a następnie wrzuci je do wieży ze zmieniarką płyt i ustawi w niej powtórne odtwarzanie tych 4 krążków w nieskończoność. U siebie w chacie, a nie na ogólnopolskiej antenie

This Is London Calling

2012 08 28

"This is London calling... calling you to a party for the world" powiedział zawczasu dyrektor artystyczny Ceremonii Zamknięcia XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich Kim Gavin, która miała miejsce 12 sierpnia 2012 roku w Londynie. I jak się miało okazać, była to impreza na zaiste światowym poziomie

Także tym razem oglądaną transmisją przez Polskę Ojczyznę Robotów była ta na BBC One. Jedna osoba z naszego kolektywu połasiła się jednak na kanadyjską wersję w CTV, ale po 18 minutach zmieniła go na BBC, gdyż oglądanie reklam zamiast tego co się w tym samym momencie dzieje na Stadionie Olimpijskim jest jakimś totalnym nieporozumieniem; tak samo jak i zaśmiecanie jeszcze przed tą przerwą ekranu informacją o jakimś kurwa pożal się serialu. Niestety Preshow w BBC One był w znacznej mierze całkowitą stratą czasu, bo składał się prawie wyłącznie z narracyjnych zachwytów Alana Rickmana nad zdobytymi przez Brytyjczyków medalami, jedynie z niewielką domieszką osiągnięć innych narodów zredukowanych praktycznie do osoby Michaela Phelpsa i Usaina Bolta. Jak można było usłyszeć w tle, o wiele ciekawsze było to co działo się za plecami dziennikarzy przynudzających przed godziną 21:00 UTC+1. Przeprowadzali oni na miejscu wywiady z chuj wie kim, a za to ludzie na Stadionie byli już w jakiś sposób zabawiani oraz przeprowadzano z nimi próbę do aktywnego udziału publiczności w na przykład występie formacji Queen

Początek Ceremonii Zamknięcia Igrzysk był nudny, żeby nie powiedzieć fatalny. Przypomnieliśmy sobie tym samym nasze obserwacje co do znużenia Elżbiety 2.0 Ceremonią Otwarcia, albowiem tym razem przezornie posłała w ramach zastępstwa swojego wnuka Harry'ego. No i Harry Windsor wyglądał przez cały wieczór tak, jakby był tam za karę, czyli z miną kota srającego na puszczy. O ile Timothy Spall jako aktor jest nam znany i przez nas ceniony, to o tyle jego kreacja Wintona Churchilla już nie, więc niestety nie byliśmy w stanie rozpoznać w nim właśnie tego brytyjskiego premiera. Kim była więc ta postać dowiedzieliśmy się więc po fakcie, bo cytowanie przez niego Shakespeare'a także nie pomagało w identyfikacji. Początkowo były też drobne problemy z dźwiękiem, gdyż Graham "Suggs" McPherson z kapeli Madness miał zdecydowanie za głośny wokal. Następnie Pet Shop Boys pojawili się w takich strojach [i szerzej formie], że równie dobrze można by ich muzykę grać z taśmy a ich samych zastąpić animatronicznymi kukłami. A jak jeszcze później pojawiło się 5 chłoptasiów z mikrofonami i zagrało z ewidentnego playbacku jakiegoś boysbandowego hita, to zaczęliśmy się zastanawiać, czy poza obejrzanym następnie krótkim występem grupy Stomp czeka nas tego wieczoru cokolwiek jeszcze godnego uwagi. Tak wiec start imprezy był nijaki, dosyć chaotyczny, a dodatkowo ocierający się o zwyczajne sieczkobrzęki

Ale jak się okazało, to się miało zmienić w wielkim stylu. Po wejściu sportowców na płytę i utworzenia w ten sposób w centrum Stadionu flagi Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii I Irlandii Północnej, przy akompaniamencie "Running Up That Hill (A Deal With God)" Kate Bush, zaczęto budować schody z 303 elementów. Niestety sama artystka się nie pokazała i odtworzona została z taśmy, co miało później spotkać także Davida Bowiego. I w tym momencie zakończyły się dodatkowe punkty Ceremonii Zakończenia, w postaci na przykład udekorowania zwycięzców Męskiego Maratonu czy chwili aplauzu dla wolontariuszy, a zaczęła się ta właściwa część imprezy nazwana A Symphony Of British Music. Z taśmy puszczono krótką przerobioną wersję "Bohemian Rhapsody" z repertuaru zespołu Queen. I od tego też momentu trybuny zamieniają się w graficzny equalizer, spektakularne światła dyskoteki, wyświetlacz śpiewanego tekstu, naciskane przez muzyka klawisze pianina, lub po prostu pixelowate grafiki uzupełniające prezentowane utworami treści. Pomysł zaiste banalny, ale od strony technicznej będący zapewne majstersztykiem. No tak to już jest, że postęp techniki pozwala na nowe rzeczy, czego przykładem są na przykład te wszystkie pokazywane długie i dynamiczne ujęcia możliwe dzięki systemom Steadicam, czyli rozwiązaniu opracowanemu już w 1976 na potrzeby sceny treningu na schodach w filmie "Rocky" przez Garretta Browna; a kto o tym nie wie, to pewnie w ogóle na to nie zwróci uwagi i się nie zastanowi jak to jest robione

Podczas ponownego użycia utworu "Imagine" Johna Lennona, w centrum została zbudowana jego wielkowymiarowa twarz, której kawałki następnie razem z dźwiękiem ćwierkających ptaków odleciały w różnych kierunkach- przypomniało nam to oczywiście zdekompletowanie w powietrzu gigantycznej "kamiennej" maski i ujawnienia ukrytego w jej wnętrzu "marmurowego" posągu, które to miało miejsce w Atenach w roku 2004

George Michael ze swojego "Freedom!" w 2012 na żywo w Londynie wycisnął o wiele więcej niż w 1990 na swojej Podwójnej Platynowej Płycie; ale z następującego po nim "White Light" nic lepszego niż w studio nie zrobił z tego prostego powodu, że z takim gównem po prostu nic sensownego zrobić się nie da. I tak jedyną osobą na całym stadionie, która się przy nim bawiła, bym chyba li tylko sam wokalista. A wracając do "Freedom!", to ze zdziwieniem odnotowaliśmy, iż George Michael wyśpiewał linijkę "But when you shake your ass, they notice fast". Tak więc [jak ustalono potem] około 750 000 000 ludzi na świecie usłyszało po angielsku wyraz "dupa". No i chuj . A w pauzie pomiędzy swoimi utworami, ten pierwszy z artystów segmentu A Symphony Of British Music rzucił przez mikrofon takim oto "banałem":

George Michael: Good evening London. Remember, right now- You! Are at the center... of the Universe!

Natomiast trochę później, w części dotyczącej mody, pokazało się kilka modelek z gębami, makijażami i strojami tak brzydkimi, że utwierdzającymi nas w naszych opiniach w tej materii. Czyli, iż po pierwsze przemysł odzieżowy nie ma kontaktu z rzeczywistością, po drugie wiele z aktywnych uczestniczek Olimpiady ma o wiele ładniejsze facjaty od tych "modelowych", a w dodatku biorąc pod uwagę takie über zdrowe i atletyczne sexowne ciała, to one się nadają " na symbole piękna a nie te maszkarony z billboardów, które właśnie wjechały na Stadion

Podobnie jak rozmachowo-barokowy performance Annie Lennox przestał był ciekawy już chwilę po tym jak się rozpoczął, tak samo Russel Brand w swoim wstępie najlepiej wykonał jego zakończenie czyli zapowiedzenie występu FatBoy Slima. DJ ten został dotransportowany do płyty Stadionu tym samym małym autobusem co Brand wraz z paroma tancerzami, ale pozostawał ukryty w jego wnętrzu- razem z wielką dmuchana ośmiornicą, która rozłożyła w otoczeniu słupów dymnych na początku grania przez niego skróconych wersji "Right Here, Right Now" i "The Rockafeller Skank". Dalszym także dobrym punktem imprezy była bardzo taneczna interpretacja utworu "You Should Be Dancing" z repertuaru Bee Gees w wykonaniu skleconego na miejscu tria całkowicie nam nie znanych różnych współczesnych brytyjskich artystów w składzie: Jessie J, Tinie Tempah i Taio Cruz. Jak widać, nie trzeba znać danego wykonawcy aby docenić jego dobry występ- bo jeśli rzeczywiście jest dobry to nawet nieznajomość wykonywanego utworu nie jest żadnym problemem. Po tym ich wjeździe na Stadion, podobnym sposobem pojawiły się The Spice Girls, czyli jak raczyła zauważyć pani komentatorka, "the originators of girl power". To "girl power" to może i zostało wprowadzone na rynek pod marką Spice Girls, ale nie wolno zapominać, że nie jest ono niczym niż plastikową podróbką prawdziwej idei girl power spod znaku riot grrrl w rodzaju Bikini Kill. Ale jak na taki odkurzony girl band to trzeba przyznać, że wyszło to im co najmniej dobrze

Z elementów komediowych należy wymienić Liama Gallaghera, który pod szyldem Beady Eye zrobił wszystko aby nas przekonać, że dokonuje on właśnie parodii śpiewania. No bo jeżeli nie parodiował wokalistyki ustnej, to musiał się naśmiewać ze sposobu mówienia Magdaleny Buczek. Inną z kolei komiczną gwiazdą wieczoru okazał się być Eric Idle śpiewający Monty Pythonowską piosenkę z "Life Of Brian", czyli "Always Look On The Bright Side Of Life". Oprócz tancerzy poprzebieranych w swojej masie surrealistycznie [bo w nieprzystające do siebie w żaden sposób różne kostiumy], jego występ wzbogacili równie absurdalnie nie na miejscu tancerze bhangra oraz Britannia w wersji operowej. Ale przede wszystkim Eric Iddle pozwolił sobie na przemycenie niecenzuralnej linijki "Life's a piece of shit when you look at it", zamiast ugrzecznionej radiowej wersji "Life's a piece of spit when you look at it". Czyli postąpił zgodnie z zasadą, że trzeba mieć w dupie takie gówna jak auto-cenzura, bo życie to jest za ciężką sprawą aby brać je na poważnie. No i co mu mogą teraz zrobić, skoro on ma już 69 lat i właśnie wystąpił ze swoim starym znanym numerem przed 80 000 ludźmi na Stadionie i 750 000 000 przed ekranami? Nie zaprosić na kolejną Ceremonię Zamknięcia? Dojebać mu grzywnę? I kto miałby się tym zająć- brytyjski odpowiednik obśmiewanej przez niego amerykańskiej FCC, której urzędnicy po usłyszeniu "shit" w pierwszej bezpośredniej transmisji na antenie NBC dostali zapewne palpitacji serca? Po tym jak razem z nim bawiła się tak zwana cała sala, a czego dowodem są śpiewy publiczności i uchwycona na kamerze wśród niektórych grup sportowców ich najwyraźniej dobra zabawa? Jak to powiedział był poeta: Fuck you very much the FCC

Zaraz po tym bohaterze wystąpiła kapela Muse z oficjalnym hymnem londyńskiej Olimpiady pod tytułem "Survival". I co to był za występ! Począwszy od delikatnego pianina, przez rozkręcający się mieszany płciowo chór i ciężkie gitarowe brzmienia. Matthew Bellamy po prostu rozpierdalał głośniki swoją gitarą, ale jego wyjątkowo mocnej ekspresji scenicznej dorównywał stojący za zespołem aktywny ruchowo chór, a co w połączeniu z pracą kamer i efektami pirotechnicznymi dało iście wybuchową mieszankę

Następny w kolejce był natomiast równie gorąco przyjęty Eddie Mercury, przywrócony do życia za pomocą kilku telebimów pokazujących zapis jego zabawy z publicznością w powtarzanie jego wokalizy. Przy czym zremasterowany zawczasu obraz wideo jego postaci został przekształcony w "żywy equalizer", natomiast warstwa audio została oczywiście wzmocniona na żywo odpowiedziami publiczności zgromadzonej na miejscu. A po nim pojawił się sam Brian May grający solówki na gitarze, aby następnie wraz z Jessie J dołączyć do czekającego w centrum Rogera Taylora ze swoimi perkusją i bębnami, aby raz jeszcze tego wieczoru puścić w świat dźwięki formacji Queen. I w taki oto sposób został odegrany stadionowy hymn numer jeden czyli oczywiście nieśmiertelne "We Will Rock You". Przy czym ta młoda wokalistka nie tylko pocisnęła samą warstwę tekstową, ale także włączyła do swoich ruchów scenicznych trochę headbangingu wraz air guitaringiem oraz cały ten swój performance po prostu rozerotyzowała. Przypomniało nam to, co z "Another Brick In The Wall Part 2" Pink Floydów zrobiła 21 lipca 1990 Cyndi Lauper na koncercie Rogera Watersa z okazji popsucia się Muru Berlińskiego. Po prostu tchnęła jeszcze więcej życia w i tak już rozpierdalający w wersji oryginalnej kawałek, a także  pokazała go w nieco innym wymiarze niż był znany dotychczas. Polska Ojczyzna Robotów gratuluje tego osiągnięcia i dziękuje twórcom londyńskiego widowiska za doskonałe wyczucie artystycznego smaku

Po krótkiej przerwie w postaci odegrania hymnów olimpijskiego i brazylijskiego, pokazany został na żywo teaser Olimpiady 2016. Rio De Janeiro zaprezentowało się oczywiście ze swojej tanecznej, muzycznej, rozrywkowej strony. Ogólnie zagrana muzyka był niezła, wręcz ładna, zwłaszcza ta w wykonaniu ubranego w mundur alfonsa [czyli biały garnitur] Seu Jorge'a. W ogóle portugalski to bardzo fajnie brzmiący język, niczym połączenie hiszpańskiego z rosyjskim [a co jest naszą opinią od 1997, kiedy to wraz z resztą świata dowiedzieliśmy się za pośrednictwem utworu "Underwater Love" o istnieniu formacji Smoke City]. Szkoda tylko, że wszystkie te fajne portugalskie wokale były po prostu [pod względem technicznym] za ciche. I niestety nie było dla nas żadną niespodzianką to, kim był tajemniczy osobnik w garniturze, który pojawił sie na zakończenie prezentacji następnego gospodarza Igrzysk. No bo czy na świecie jest bardziej znany Brazylijczyk niż Pelé?

Następnie miały miejsce dwa sensowne [czyli nie nudne] przemówienia, między innymi oddające hołd wolontariuszom, po których wystąpił reaktywowany w ostatnich latach nie wiadomo po co boysband Take That- i to w dodatku bez Robbiego "Robię" Williamsa. To popowe przynudzanie zostało zaraz potem zmiażdżone przez epicką i zarazem nowoczesną w brzmieniu muzykę Davida Arnolda, wzbogaconą w warstwie scenicznej o równie nowoczesne baletowe popisy. Ten "Spirit Of The Flame" został napisany przez tego kompozytora filmowego specjalnie na tę okazję i całkowicie spełnił pokładane w nim nadzieje. I tak jak normalnie balet jest dla nas nudną i nieatrakcyjną formą tańca, tak tutaj musieliśmy docenić kunszt tancerzy, ich choreografów, kostiumologów oraz oczywiście samego reżysera widowiska

Niestety finalna część wieczoru, po przerwie na wygaszenie Znicza Olimpijskiego, została zepsuta kolejnym nudnym występem. Tym razem, jak to głosił komunikat na pasku, grała kapela The Who. The Kto? No właśnie- trudno żebyśmy będąc urodzonymi po 1980 roku, wiedzieli bez zaglądania do Wikipedii kim są wszystkie dinozaury rocka. Dopóki oni nie wjechali ze swoją ostatnią piosenką, dopóty nie skojarzyliśmy, że została ona kiedyś tam wykorzystana w jakiejś tam reklamie czegoś tam

 

Łącznie, biorąc pod uwagę także Ceremonię Otwarcia, pominięte zostały takie tuzy [celebrowanej przecież] brytyjskiej sceny muzycznej jak Sting, Phill Collins czy Billy Idol. Brakowało nam też znakomitego głosu Dido. W dodatku niektórzy artyści pojawiali się zarówno będąc puszczanymi z taśmy jak i na żywo, albo na żywo ale za to dwukrotnie, albo z taśmy na Otwarciu Igrzysk a na żywo podczas Ceremonii Zamknięcia. Tak więc niektórych nie było w ogóle, a niektórych aż a dużo. Na oficjalnym OST pod tytułem, a jakżeby inaczej, "A Symphony Of British Music" zabrakło oczywiście paru kawałków z tego wieczoru, na przykład "Freedom!" George'a Michaela. Także uwieczniona na tym wydawnictwie, a opracowana na potrzeby Ceremonii Zamknięcia, nowa studyjna wersja na przykład "Wannabe" i "Spice Up Your Life", rozmija się trochę z tym jak naprawdę te utwory zostały zaprezentowane na żywo przez The Spice Girls. Za to materiał z występu zespołu Queen wydaje się być zgranym na płytę audio prosto z płyty Stadionu, ale jest on tak naprawdę sprytnym oszustwem. Bo to jest jeszcze jedna studyjna wersja, różniącą się od tego co rzeczywiście wyemitowało na żywo BBC, a co słychać wyraźnie po braku efektów typu echo na wokalu Jessie J czy odpalanych na miejscu fajerwerków. Producenci tego albumu po prostu dodali do zapisów ze studia trochę hałasu robionego przez jakaś publiczność i tym samym dokonali symulacji zapisu live z Londynu; a jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości w tej materii, to niech wskaże moment transmisji, w którym Jessie J wyśpiewała obecną na OST linijkę "Put your shades on". I jest to tym bardzie dziwne, że pozostałe utwory z jej udziałem, wykonane w ramach wspomnianego wcześniej tria, na albumie znalazły się w wersji studyjnej i nie udającej materiału nagranego na żywo

Trudno jednoznacznie ocenić, czy lepsze było Otwarcie Igrzysk czy ich Zakończenie. Na obu imprezach była dobra muzyka obok złej oraz ciekawe przedstawienia obok takich dla nas całkowicie niezrozumiałych. Na Otwarciu muzyka była tłem dla opowiadanej fabuły, a na zamknięciu nawet nie wszystkie kawałki miały "fabułę", bo zostały po prostu zagrane na żywo przez jakiś wykonawców tak jak ma to miejsce na zwykłym koncercie. Ale cała ta impreza była zrobiona z rozmachem, a Brytyjczycy pokazali się z prawidłowej bo z jak najlepszej strony [i tylko z pewnymi drobnymi niedociągnięciami]. A gdyby to Polacy mieli zrobić coś takiego, to niestety ale nasz kraj raczej jeszcze nie gra w tej lidze. Dobrze, że na razie pokopał sobie tylko jakąś europejską piłkę razem z Ukrainą zdobywając przy tym doświadczenie. No bo czy pamiętacie ten nasz wspaniały blamaż z końca lat 90. XX wieku przy okazji ubiegania się przez Zakopane prawa do organizacji Igrzysk Zimowych w roku 2006? Z wręcz zajebiastym hasłem "Welcome In Zakopane"? Od tamtego czasu profesjonalizm rodzimych organizatorów wzrósł na tyle, że tak wielce kompromitujący błąd obnażający rażące braki w przygotowaniu pod postacią braku władania językiem angielskim na poziomie podstawowym, zamieniony został na tym polu w kwestię "zaledwie" dyskusyjną, bo sprowadzoną do filologicznych dywagacji o podręcznikowej poprawności sformułowania "Feel Like At Home"

Więc nie ulega wątpliwości, że imprezy takie jak te są wyjątkowe także dlatego, że nie mają miejsca co roku a ich widownią jest cały świat, a ludzie je przygotowujący po prostu wiedzą co należy robić i jak. A nie jak to bywa w Polsce: alleluja! i do przodu

Far Above The Clouds Above London

2012 08 10

27 lipca 2012 w Londynie odbyła się Ceremonia Otwarcia Letnich Igrzysk Olimpijskich. Jak zwykle na tego typu imprezach, sportu [na szczęście] było nie wiele, ale za to muzyki- cała masa. I to dobrej muzyki

Począwszy od wykorzystanych w klipach pre-show [na BBC Sport] różnych kawałków filmowych z ostatnich 20 lat [na przykład "Refinery Surveillance" Elliota Goldenthala i Kronos Quartet z "Heat"], przez użytą już podczas właściwej imprezy w takim samym celu symfoniczną klasykę [w postaci chociażby "Muzyki Królewskich Ogni Sztucznych" Händla] czy puszczane z taśmy hymny kolejnych pokoleń [w rodzaju "(I Can't Get No) Satisfaction" The Rolling Stones], a skończywszy na występie na żywo samego przedstawiciela The Beatles [w osobie Paula McCartney'a, z pociśniętą z udziałem publiczności drugą połową "Hey Jude"]

Do niewątpliwie ciekawych momentów tej imprezy należał udział na klawiszach Jasia Fasoli, granego oczywiście przez Rowana Atkinsona. "Wspomógł" on swoim syntezatorem Simona Rattle dyrygującego London Symphony Orchestra podczas odgrywania "Chariots Of Fire" Vangelisa. Jak się okazuje, Mr. Bean to nie odkryty do tej pory niewątpliwy talent muzyczny oraz jeszcze większy biegowy. A tak na poważnie to szkoda, że na fortepianie postawionym obok niego nie grał sam twórca tejże kompozycji- czyżby wcześniejsze artystyczne zaangażowanie w ateńską Olimpiadę 2000, eliminowały Vangelisa z możliwości choćby symbolicznego występu w latach następnych?

Szkoda także, że do pracy nad oprawą muzyczną nie został zaangażowany John Murphy, tworzący przecież wyśmienity filmowy duet reżysersko-kompozytorski z właśnie reżyserem tejże Ceremonii Otwarcia, którym był Danny Boyle. Zamiast Murphy'ego, nie tylko wykorzystano już istniejące utwory, ale też zaproszono do stworzenia premierowego materiału formację Underworld- znaną szerszej publiczności poprzez... filmy Boyla, a co było podkreślone poprzez puszczenie fragmentów jego "Trainspotting". No więc, oni mogli a Murphy nie? Dlaczego, się kurwa pytamy, dlaczego nie dane nam było posłuchać tych charakterystycznych gitar i reszty dźwięków definiujących jego unikalny i wspaniały styl?

Także Mike Oldfield niestety nie pokazał się z najlepszej strony. Bo jeżeli za jego najlepszy występ na żywo uznać iście energiczną premierę Tubular Bells III, a za najgorszy Millennium Bell odegrane prawie że całkowicie bez polotu na koniec drugiego tysiąclecia w Berlinie, to ta sportowa impreza z jego udziałem wypada gdzieś pośrodku. Bo tylko biorąc pod uwagę to, że to nie on ją organizował i nie był jej jedyną gwiazdą, powstrzymuje nas przed dalszą krytyką. I bierzemy tutaj pod uwagę nie tylko aranżacje, ale także ekspresję na scenie samego artysty oraz selekcję użytego materiału. Aczkolwiek wybranie jego największego dzieła w postaci doprowadzonego do perfekcji tematu Tubular Bells w "Secrets" / "Far Above The Clouds", niewątpliwie dobrze świadczy o tym, jak on sam ocenia szeroki repertuar wynikający z jego prawie 40 letniej twórczości. Jednakże jego swingująca wstawka wypadła blado nie tylko w porównaniu z pozostałą prezentacją jego materiału tego wieczoru, lecz także z tym, co potrafił robić w przeszłości- na przykład 5 lipca 1981 roku w Montreux grając swoje "Platinum Part 3", stylizując wówczas nie tylko samą muzykę, ale też prostymi środkami wyrazu scenę [a więc cały występ] na klimaty Złotych Lat Dwudziestych. Tak więc w sumie: zagrał to, co miał najlepszego, ale w sposób gorszy niż mógł lub chciał

Ale przejdźmy do kwestii oficjalnego wydawnictwa mającego formę 2 cedekowego "Isle Of Wonders". Wyśmienicie, że ta olimpijska muzyka została w ogóle opublikowana, i że nie została ona w swojej koncepcji ograniczona tylko do piosenek znanych już z oryginalnych wydawnictw ich poszczególnych twórców, lecz składała się z remixów oraz materiału zupełnie premierowego. Ale niestety sama tracklista jest mocno niekompletna, bo cała masa różnych utworów została wykorzystana nierzadko w formie zaledwie parosekundowych wstawek w przeciągu całego show, a o czym słuchacze po fakcie już się nie dowiedzą. Bo jeżeli drugi z krążków CD w tym wydawnictwie ma służyć jako swego rodzaju Parade Of The Nations OST, to jak to chyba zawsze bywa w przypadku soundtracków, także i tutaj zgodnie z hollywoodzką tradycją pomięto wiele utworów, chociażby "Rolling In The Deep" Adele. Także z repertuaru U2 w rzeczywistości puszczono nie tylko "Where The Streets Have No Name", ale także zaraz potem "It's A Beautiful Day", więc teraz trudno tego nie zauważyć. A wkład formacji Underworld w tę część programu w postaci ich utworu "Rez" [zremixowanego przez High Contrast] miał miejsce nie przy końcu, lecz przy jego początku; a jak się patrzy na mnogość ich pozostałych utworów znajdujących się na tejże kompilacji, to odnosi się lekko mylne wrażenie, iż ich dźwięki stanowiły aż prawie połowę z zaprezentowanych

Ale trzeba pochwalić to, że mimo wszystko nie jest to zwykły składak OST, bo wersje na nim zawarte są w większości inne od tych znanych z albumów poszczególnych wykonawców- a ponadto posiadają płynne przejścia, gdyż ta cześć programu Otwarcia przyjęła właśnie formę DJowskiego setu. Ale sam drugi CD nie jest wiernym jego zapisem, bo pomimo iż utwory na nim są takimi samymi re-mixami jak te puszczone na stadionie, to samo ich zgranie do całości miało miejsce zawczasu. Tak więc z jednej jest to plus, bo w ten sposób wyeliminowano niedociągnięcia i zapewniono topową jakość dźwięku, ale z drugiej jest to minus, bo zapis ten częściowo rozmija się rzeczywistością. I tak jak premiera tego studyjnego wydawnictwa miała miejsce zaraz po zakończeniu Ceremonii Otwarcia Igrzysk, tak do dzisiaj nie udało nam się namierzyć chociażby bootlegu z wersją live, a dopiero w takim zestawieniu można by mówić o poprawnym opublikowaniu ścieżki dźwiękowej z tego wydarzenia. A trzeba uczciwie przyznać, że słuchanie podczas transmisji tych wszystkich utworów, podbijanych na żywo mniej lub bardziej tysiącem różnych bębnów obecnych na miejscu wolontariuszy, dodawało im imprezowego charakteru- a o to przecież chodziło, a co ich wersje studyjne oddają niestety tylko cząstkowo. W dodatku ci wolontariusze, widoczni w czasie transmisji prawie wyłącznie w tle, bawili się tam lepiej, niż co niektórzy sportowcy podczas wchodzenia na stadion. No bo nie ma to jak dedykować swoje życie sportowi, a w momencie dotarcia na najważniejsze zawody na świecie, zaprezentować się jako smutas albo z miną kota srającego na puszczy- a co z kolei strasznie kontrastowało z radością i wygłupami trojga z czworga Independent Athleets maszerujących pod flagą olimpijską, cholernie szczęśliwych że ich w ogóle dopuszczono do udziału w tej edycji Olimpiady

Poza tym słabym punktem merytorycznym tej setlisty i tracklisty, albowiem stan zaprezentowany w rzeczywistości pokrywa się w tym przypadku ze stanem z płyty było rozpoczęcie i zakończenie wmaszerowania sportowców na stadion jednym i tym samym utworem The Chemical Brothers. Dla nas jest po prostu niezrozumiałe to, że z jednej strony na tracklistę nie wchodzi wszystko to co było w setliście, a z drugiej dba się o odwzorowanie początku i końca tejże setlisty. No gdzie tu logika? Ten wyselekcjonowany z obszernej przecież twórczości Chemicznych Braci kawałek pod tytułem "Galvanize" [z Q-Tipem na vocalu], nie dość że jest zwyczajnie słaby, to w dodatku mógł zostać zastąpiony o wiele odpowiedniejszym- bo przecież oni nagrali utwór "Hold Tight London" z pięknym głosem Anna-Lynne Williams. Czy naprawdę osoba o funkcji music supervisor nie zauważyła słowa London w katalogu tego wykonawcy? Bo jakoś komentatorzy transmisji telewizyjnej byli w stanie później zwrócić uwagę na to, iż występujący na żywo Dizzee Rascal pochodzi i tworzy w stylu Grime wywodzącym się ze Wschodniego Londynu, czyli miejsca gdzie zbudowano właśnie cały ten stadion wraz z Wioską Olimpijską

Także opis tracków w CD booklecie pozostawia wiele do życzenia. Bo Mike Oldfield nie zagrał "Tubular Bells" / "In Dulci Jubilo", jako jest to tam oznaczone, lecz:

  • bardzo skrócone zupełnie pierwsze dźwięki ze swojego debiutanckiego albumu, czyli to co po kolejnych jego reedycjach i nagranych kontynuacjach znane jest obecnie jako "Tubular Bells Part 1: Introduction"
  • nowe swingujące rytmy [określone w wywiadzie przez niego samego jako "Swingular Bells"]
  • "Tubular Bells Part 2" reprezentowane przez fragment "Peace"
  • Tubular Bells III, a konkretnie ich finał w postaci "Secrets" [bardzo skróconego] i "Far Above The Clouds" ze zmienioną końcówką
  • interpretację "In Dulci Jubilo", użyty zapewne jako reprezentacja jego starego zainteresowania różnymi ludowymi melodiami
  • dodatkowe outro, brzmiące jak [swego czasu odgrywana na koncertach] końcówka utworu "Punkadiddle" z jego albumu o tym samym tytule

I tym samym jest to kolejny z wielu przykładów na niechlujstwo panujące w tej branży a obrazujący, dlaczego w tych kwestiach bardziej można wierzyć muzycznym bazom danych, niż oryginalnym materiałom oficjalnych wydawnictw fonograficznych. Aczkolwiek na dzień dzisiejszy demonizowana Wikipedia rzeczywiście nie podaje w tej kwestii całej prawdy [tak jak Polska Ojczyzna Robotów na stronie Golden Records], ale przynajmniej artykuły na Wiki opisujące ten występ i zawartość tychże krążków, są bliższe rzeczywistości niż informacje przytaczane w CD Booklecie

Poza tym na "Isle Of Wonders" niestety zabrakło w ogóle utworów użytych do zilustrowania wkładu, jaki Brytyjczycy wnieśli do światowego dziedzictwa muzycznego w drugiej połowie XX wieku, a co było jednym z motywów przedstawienia Boyla. O ile po jego rozpoczęciu, oczywistym dla nas było, że pośród całej masy artystów do zilustrowania lat 70. oraz 80. wybrani zostaną tacy Sex Pistols, Queen, David Bowie, New Order czy Eurythmics, to o tyle lata 90. były dla nas miłą niespodzianką. Bo wcale a wcale podczas oglądania tego punktu Ceremonii nie było dla nas pewnikiem, że lata 90. w mniemaniu samych Brytyjczyków zaprezentują właśnie nasi idole z The Prodigy. I pokazanie w tym momencie wielkogłowych punkowców pogujących na płycie stadionu przy użyciu powerbocks do słów "Firestarter", posłużyło za wyśmienity komentarz tego, czym tak naprawdę jest ich muzyka od czasu wykonania przez nich tej swojej własnej post-reve'owej wizerunkowej ewolucji oraz światowej muzycznej rewolucji. A oprócz nich z lat 90. doceniono także Underworld i tym samym pominięto jeden zespół z [w dużym uproszczeniu] tej samej strony sceny muzycznej. Mianowicie to Faithless zasługiwał na to w większym stopniu, niż i tak już obecny w minionych segmentach programu Underworld, doceniony bardzo mocno także później. Ale za to puszczony w kulminacyjnym momencie tego fragmentu opowiadanej przez Boyla historii "Song 2" formacji Blur, przypomniał nam jak to się drzewiej napierdalało w podziemiach pewnego hard rockowego lokalu grającego różne ciężkie brzmienia. "Whoohoo!" krzyczała publiczność zebrana na miejscu a my wraz z nią przed monitorem w chacie

Tak więc obie te płyty są mocno niekompletne- bo wystarczy przecież przytoczyć fakt absencji na nich "James Bond Theme", a które to odegrało przecież znacząca rolę wynikającą ze scenariusza. Albo fakt obecności "Bonkers" w wersji radiowej [czyli bez bluzgów], a zagranego przez Dizzee Rascala na żywo ale przeplecionego puszczonym z taśmy między innymi "Nimma Nimma" A. R. Rahmana. No ale łączna ilość muzyki zaprezentowanej tego wieczoru była taka, że liczba krążków [z nie-fragmentarycznymi formami] rozmnożyłaby się gdzieś do jakiś 6; a do tego dochodzi zapewne kwestia rozproszonych praw autorskich i innych licencyjnych pierdół. Ale jak widać nie przeszkadza to w wysokich poziomach sprzedaży tego albumu w paru krajach, które być może zaowocują przyznaniem mu statusu Złotej Płyty

A co do samego widowska, to nasza ogólna uwaga jest taka, że miało ono pełno detali, których po prostu nie dało się pokazać w jednym i tym samym momencie, a których namnożenie w programie było przez to trochę bez sensu. Bo tak jak te 80 000 ludzi obecnych na miejscu [bez patrzenia na telebimy] mogło zareagować wielkim adekwatnym okrzykiem podziwu w momencie buchnięcia płomieni po genialnym i płynnym przejściu "Sweet Dreams (Are Made Of This)" w "Firestarter", tak te około 900 000 000 widzów przed telewizorami i monitorami mogło się zorientować skąd się wzięła ta eksplozja entuzjazmu właśnie tylko dlatego, że to realizatorzy wizji pokazali akuratne ujęcie prawie całej płyty stadionu chwytujące w kadrze co trzeba. Ale ile takich detali i efektów zostało po drodze stracone? Bo to chyba z tego względu nie pokazywano [przynajmniej początkowo] publiczności; a z kolei potem musiano robić przebitki na obrazy wyświetlane na ścianach domu znajdującego się na płycie stadionu, aby chociaż spróbować rozjaśnić ludziom, dlaczego to właśnie "Nimma Nimma" przerwała jako pierwsza występ Dizzeego Rascala, a co jest dosyć zawiłe

Więc rozbijmy ten jeden 16 sekundowy fragment Ceremonii Otwarcia [trwającej łącznie 224 minuty] na proste punkty, co byśmy się nie zajebali próbując je opisać w elaboracie:

- surrealistyczny videkoklip do utworu "Bonkers" autorstwa Dizzee Rascala i Armanda Van Haldena zawiera między innymi scenę zatłoczonej imprezy
- tenże videoklip wyświetlano na ścianach namiotowego domu wzniesionego na środku stadionu
- od momentu wejścia audio i video "Nimma Nimma", w sposób zachowujący estetykę "Bonkers", na imprezie pokazywani są dwaj tancerze
- uczestnikami tej domówki jest taneczny duet Signature
- tancerze Signature stali się sławni po swoim występie w telewizyjnym "Britain's Got Talent"
- gdyby nie wrzucony na YouTube'a ich występ, poza Brytyjczykami nie wielu by wiedziało kim oni są
- przebitki z ich oryginalnych występów w "Got Talent" przeplatają się materiałem skręconym na potrzeby pokazania tej domowej imprezy
- duet ten składa się Brytyjczyków pochodzenia pakistańskiego i drugiego o korzeniach indyjskich
- obaj wywodzą się z regionu etnicznego Punjab i dlatego obracają się we wspólnym klimacie bhangra
- Indie były kiedyś nazywane perłą w koronie Brytyjskiego Imperium
- kolonialne Indie po Drugiej Wojnie Światowej zostały podzielone na niepodległe hinduistyczne Indie oraz muzułmański Pakistan
- sam obszar Punjab także został podzielony między te dwa kraje
- te religijne podziały powodują już od setek lat śmierć milionów ludzi, a szczyt tych religijnych starć był skutkiem obocznym masowych migracji zaplanowanych w ramach parcelacji kolonii w 1947 roku
- tych dwóch facetów z podzielonych społeczności połączył taniec
- nie ma prawdziwego tańca bez muzyki
- reżyserem tej Ceromonii Otwarcia jest odnoszący sukcesy artystyczne i box-officowe Anglik Danny Boyle
- muzykę do jego kasowego hitu "Slumdog Milionaire" napisał A.R. Rahman
- autorem bhangrowego "Nimma Nimma", jest A.R. Rahman i Jaspreet Jasz
- A.R. Rahman także jest hindusem
- matka Dizzee Rascala pochodzi Ghany, byłej brytyjskiej kolonii w Afryce
- na końcu tego fragmentu Otwarcia Igrzysk, drugi z domów stanowiących element scenografii został uniesiony do góry, aby ukazać siedzącego w nim przed starym komputerem Tima Bernersa-Lee, będącego autorem pierwszej strony WWW
- trybuny Stadionu Olimpijskiego zostały zamienione na chwile w gigantyczny napis "This is for everyone"

Teza postawiona: obecnie Wyspy Brytyjskie są mniej białe niż kiedykolwiek, a spoiwem jest [pop]kultura; muzyka łączy, ale Internet pozwala łączyć cały świat. [I gdyby nie Internet w jego współczesnej formie, także my nie bylibyśmy w stanie sprawdzić na potrzeby tej recenzji nawet połowy z tych nikomu niepotrzebnych a przytoczonych tu faktów- a nasz dostęp do muzyki i kultury jako takiej, byłby ograniczony do karykaturalnych rozmiarów]

Nasza ogólna konkluzja jest banalna i samo się nasuwająca. Albowiem z płyty stadionu najpierw zrobiono sielskie obszary wiejskie, a następnie przy akompaniamencie kompozycji Underworldu zamieniono je w fabrykę wyrosłą na oczach zebranych widzów w trakcie zaledwie jednego kwadransa; a po przerwie przy dźwiękach dzwonów rurowych można było podziwiać szpital i świat dziecięcych przygód, zamieniony ostatecznie w multi-gatunkową płytę dyskoteki. Więc obrazuje to dobitnie, że takie show powinno się oglądać na żywo na miejscu i nawet żadne 3D nie jest w stanie zapewnić takich samych przeżyć

A podsumowując wypadałoby porównać, przynajmniej w warstwie muzycznej, Otwarcie Igrzysk Olimpijskich 2012 z inną niedawną imprezą rozpoczynającą zmagania sportowe o takim samym numerze, a która to miała miejsce w naszej Ojczyźnie. Ale w trosce o higienę psychiczną, nie będziemy się przecież zmuszali do oglądania jakiś czarno-białych okrągłych motywów. Tak więc tłem oceny tego londyńskiego widowiska pozostaną dla nas jedynie jego poprzednie edycję z Aten i Pekinu- wobec których to muzycznie wypada ono znacznie lepiej. A że wizualnie wyszło trochę gorzej i miejscami nudnie, to pokazywała po sobie nawet najwyraźniej znudzona Elżbieta 2.0 oraz jej wręcz przysypiający na jednym z ujęć mąż. Tak jak pomysł z nagranym zawczasu humorystycznym klipem z królową i Jamesem Bondem zagranych przez autentyczna Elżbietę 2.0 oraz Daniela Craiga 6.0 był dobry, tak wsadzone do niego nic nie wnoszące psychodeliczne ujęcia jakiś kundli były już całkowicie chybione. I taka też była cała ta Ceromonia Otwarcia- nie tyle nierówna, co momentami męcząca; a co nie znaczy, że zła. Po prostu typowe igrzyska

Not All Hit Play

2012 07 24

Jak nam doniosły kasztanowe ludki, pod koniec czerwca artysta znany jako Deadmau5 popełnił był rzecz wręcz niewybaczalną. Bo powiedział parę słów prawdy o przemyśle muzycznym. A konkretnie rozłożył na czynniki pierwsze to, co robią on i jemu podobni "DJe" podczas koncertów z pod znaku eletronic dance music

Mianowicie pojawia się na scenie ze sprzętem, włącza jeden drugi program i w odpowiednim momencie wciska parę przycisków mixujące do kupy wcześniej przygotowane fragmenty utworów. A niekiedy to po prostu ustawia playlistę i puszcza tracki gotowe w całości. Czyli jak sam to ujął, podczas występu na żywo robi coś odwrotnego niż Jimi Hendrix spalający się na solówce. I według niego każdy, kto umie liczyć do czterech i wciskać guziki mógłby robić to co on [z różnicą tylko w jakości pracy w studio nagraniowym i jej późniejszych efektach w postaci produkowanych płyt

Żadne do zaskoczenie. I mamy w dupie to całą stadionową eksplozję EDM. A piszemy o tym tylko dlatego, żeby po raz kolejny móc podkreślić jak zajebiste jest to co robi The Prodigy, które także gra szeroko pojęta elektronikę. Bo gdyby na scenie był to tylko sam Liam Howlett zastawiony różnymi klawiszami to byłoby to po prostu nudne pomimo faktu, że on rzeczywiście na nich gra [oraz używa samplera wraz z laptopem i czego tam jeszcze]. A tak [obecnie] w zespole jest hype-man z dodatkową funkcją MC, wspomagający go czasami na wokalu tancerz i do tego żywy perkusista z gitarowcem. Pomysł na zespół sceniczny banalny, ale jakże efektowny i żywiołowy- a o to przecież chyba chodzi w występach na żywo, co nie? I jest to właśnie drugi koniec skali spektrum, o której opowiedział na swoim blogu Deadmasu5

Ewolucja Disco Polo

2012 06 30

1] Johann Strauss I: "Radetzky March"

2] Andrzej Rosiewicz: "Chłopcy Radarowcy"

3] Bayer Full: "Majteczki W Kropeczki"

4] Zespół Śpiewaczy Jarzębina: "Koko Koko Euro Spoko"

Opole XLIX

2012 06 16

W tym roku miała miejsce 49 edycja Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej W Opolu. Oczywiście, że Polska Ojczyzna Robotów nie brała w nim udziału ani go nie oglądała w obcym dla nas medium zwanym telewizją. Ale jakiś dobry człowiek wrzucił był na YouTubie w dobrej jakości jeden z koncertów zagranych 1 czerwca- a konkretnie ten jeden nas interesujący, czyli formacji KULT, a który to występ związany z obchodami jej 30-lecia

No cóż. Może nie był to ochlaj i wyżerka, bo Opole to nie Sopot, ale szału specjalnego też nie było. Wiadomo, że co innego jak na koncert przychodzą fani [albo chociaż bywalcy festiwali przez duże F], a co innego gdy występuję się przed publicznością polskiego pożal się festiwalu telewizyjnego [ale co i tak jest lepsze niż Audytorium Dni Kiełbasy Lisieckiej]

Cały występ trwał 48 minut i obejmował 11 utworów, więc jak na kultowe standardy tyle co nic, no ale takie to już są zapewne zasady Opola i temu podobnych imprez. Z rzeczy nietypowych wymienić należy zagranie "Polski" na początku jak i na końcu koncertu, za drugim razem nie tylko ze wzajemną zamianą ról panów Grudzińskiego i Jabłońskiego, ale także z dodatkiem w postaci puszczonej z taśmy syreny na końcu drugiego odegrania. Było to zapewne celowe nawiązanie do starszych występów: chociażby do wersji "Polski" znanej z występu w Riviera-Remont w roku 1988 a uwiecznionej dla potomności w zapisie z płyty "Tan" wydanej rok później, aczkolwiek z inną [gitarową] syreną. I takich akcentów było więcej, bo na przykład wokalista zapowiadając "Arahję" użył także jej starego tytułu z 1988 roku [czyli "Nowa Piosenka O Berlinie"], czyniąc to samo także przed "Wódką"

Konferansjer: "Wódka"! Czyli, w starym tytule... eee, "Na Całym Świecie Źle Się Dzieje, Koledzy". Ale generalnie znana jako "Wódka"

Tym razem Kazik wokalnie dał radę a nie plamę, tak jak to miało miejsce przy okazji koncertu z okazji 25-lecia zespołu w Radiowej Trójce. Aczkolwiek zgodnie z tradycją pojebał mu się tekst i po pierwsze chciał wejść z powrotem nie tam gdzie powinien podczas pierwszej "Polski" oraz zamotał się przy "Celinie". Natomiast realizatorzy wizji rzadko pokazywali klawiszowca. I prawie w ogóle nie pokazywano Piotra Morawca, ale za to notorycznie drugiego gitarzystę w osobie Wojciecha Jabłońskiego. Także przebitki na ciągle tą samą publiczność były zwyczajnie nudne i pokazujące prawie wyłącznie ludzi blisko sceny- jeżeli tyły się nie bawiły to także należało pokazać tych drętwych smutasów. No ale czego się spodziewać po realizatorach i producentach, którzy dzień wcześniej nagrywają aktywną publiczność rozrywającą "na początku" koncertu płachty papieru, w zamyśle stanowiące potem element scenografii? Naprawdę szkoda, że w dniu prawdziwego występu nie padał deszcz, który w takiej sytuacji deszcz obnażyłby widzom to kłamstewko; to takowe swoiste Na Żywo, Ale W Studio

Co należy jednak pochwalić od strony organizacyjnej to na pewno jakość transmitowanego dźwięku oraz pracę świateł na scenie. Dodatkowo występ był wzbogacony o treści pokazywane na dużych monitorach, ułożonych koliście na wysokości z tyłu sceny. Najciekawsze i najbardziej dopasowane były te w utworze "Parada Wspomnień", bo: ukazujące oryginalne intro propagandowego Dziennika Telewizyjnego, Jaruzelskiego ogłaszającego wprowadzenie Stanu Wojennego oraz przemawiającego Pierwszego Sekretarza KC PZPR

Oprócz tego, przez cały czas były także wstawiane przebitki na różne materiały video nakręcone zawczasu z [głównie] członkami zespołu. I w tym przypadku najlepszymi były te przy piosence "Po Co Wolność", bo: przedstawiające 6/9 zespołu z ustami najpierw pozatykanymi banknotami a następnie je wypluwającymi. Ponadto przy tym utworze sztucznie postarzono [zanieczyszczono] cały przekazywany obraz, a pan Jabłoński w ogóle zszedł ze sceny będąc zastąpionym na gitarze przez Grudę

Cała setlista z tego wieczoru przedstawia się następująco:

  • Polska
  • Lewy Czerwcowy
  • Arahja
  • Baranek
  • Celina
  • Gdy Nie Ma Dzieci
  • Po Co Wolność
  • Wódka
  • Parada Wspomnień
  • Amnezja
  • Polska

Aczkolwiek, jak nam doniosły kasztanowe ludki, po zakończeniu transmisji konferansjer poinformował, że teraz to oni będą grali na luzie koncert życzeń- publika jeszcze przez jakąś godzinę po każdym utworze proponowała tytuły a zespół je grał

Na koniec pozostaje zadać jedno niepokojące pytanie: dlaczego festiwale w Opolu i Jarocinie, wliczając w to dopiero nadchodzącą tegoroczną edycję tego drugiego, dostępują aż dwukrotnego zaszczytu występu pana Staszewskiego wraz z kolegami, a Przystanek Woodstock przez 18 jego edycji ani jednego?

10 Lat Później...

2012 06 06

Niesamowite. Dzisiaj zauważyliśmy, że w naszym mieście wiszą plakaty reklamujące imprezę z mashupami, odbywającą się w lokalu zlokalizowanym w samym centrum miasta

Bo doprawdy niesamowitym jest, że wystarczyło zaledwie nie co ponad 10 lat od pojawienia się w Internecie pierwszych mashupów z prawdziwego zdarzenia, aby ostatecznie zawitały one do klubów i cyklicznych audycji radiowych. A przecież dopiero w 2005 ukazał się pierwszy składak "Best Of Bootie"! A więc znowu polska scena muzyczna pokazała, na co ją stać. Gratulujemy

Hucpa 2012

2012 05 28

9 i 10 czerwca w Warszawie ma się odbyć Orange Warsaw Festival 2012- bez naszego udziału! Dwa wyjebane zespoły w jednym miejscu, The Prodigy i Linkin Park, a my nie możemy dostać nie tyle biletów, co sensownych noclegów. I to z powodu jakiegoś turnieju w grupowym piłki kopaniu, odbywającego się w tym samym czasie co te koncerty

W ogóle do czego to dochodzi, żeby na stronie poświęconej muzyce pisać [po raz drugi w tym samym miesiącu] o zawodach w bieganiu za piłką? I czy naprawdę nie ma żadnych innych wydarzeń, ani w kraju ani na świecie, do relacjonowania przez media niż właśnie przygotowania do tej bieganiny? Czy w mniemaniu dziennikarzy i redaktorów, 7 000 000 000 ludzi nie ma nic ciekawszego do roboty jak oglądać transmisje zbiorowej nienawiści do Tej Drugiej Drużyny. Czy naprawdę cały Układ Słoneczny Polski musi obligatoryjnie zacząć kręcić się wokół piłki futbolowej?

No ale to nie pierwszy raz, gdy Ziemia staje w miejscu i zmienia swoją orbitę, bo historia zna wiele takich przypadków. Z niedawnych można wymienić na przykład najazdy na Polskę Wielkiego Białego Czarownika; a z zagranicznych przypadków np. odwalenie kity przez Kim Ir Sena, co doprowadziło komunistów do takiego smutku, że aż drzewa płakały z rozpaczy. Ale oczywiście nic nie przebije Marca 1953, kiedy zatrzymywano w środku tundry pociągi wywożące ludzi na Syberię, które tak stały i czekały chyba na zmartwychwstanie samego towarzysza Stalina

Czy tym razem też staną pociągi? Czy Stalin wróci zza grobu strzelić gola polskim orłom? I jak bardzo trzeba mieć we łbie nasrane, aby płacić po 600 € za oglądanie biegających po trawie w tę i z powrotem przepłacanych facetów w krótkich spodenkach?

Nosz Kurkokowa Mać!

2012 05 01

Zespół Śpiewaczy Jarzębina został obrany oficjalnym wykonawcą oficjalnego hymnu oficjalnej polskiej reprezentacji w turnieju piłki kopania. Ich utwór "Koko Koko Euro Spoko" pod względem muzycznym przerasta nas o wszystko, co mieliśmy okazję usłyszeć do tej pory i dlatego też nie możemy go ocenić tutaj w sposób rzeczowy. Ale to, że nie jesteśmy studentami lingwistyki stosowanej a rozbiór logiczny zdań to także nie nasza specjalność, absolutnie nie powstrzyma nas przed szybką analizą warstwy tekstowej tego utworu:

Jarzębina: Cieszą się Polacy, cieszy Ukraina, że tu dla nas wszystkich
Polska Ojczyzna Robotów: Nieprawda, nie dla wszystkich- bo ta impreza na pewno nie jest na nasze możliwości intelektualne
Jarzębina: Euro się zaczyna, że tu dla nas wszystkich, Euro się zaczyna
Polska Ojczyzna Robotów: A musicie nam o tym ciągle przypominać?
Jarzębina: Hej!
Polska Ojczyzna Robotów: Chuj?
Jarzębina: Koko Koko Euro Spoko, Piłka leci hen wysoko, wszyscy razem zaśpiewajmy, naszym doping dajmy!
Polska Ojczyzna Robotów: A po co? Przecież i tak przegrają, bo trawa będzie za słona
Jarzębina: Koko Koko Euro Spoko, Piłka leci hen wysoko, wszyscy razem zaśpiewajmy, naszym doping dajmy
Simon Cowell: Ko?
Jarzębina: Nasi dzielni chłopcy, to biało-czerwoni, wygrać im się uda [...] nie myśl sobie bracie, że rady nie damy, nie kłopocz się siostro, my Euro wygramy
Polska Ojczyzna Robotów: No na pewno

Trzeba mieć naprawdę rozwinięte myślenie życzeniowe, żeby spodziewać się zwycięstwa. No ale fantaści lubią wierzyć w bajko-cuda, takie jak zapewnienia różnych ministrów i urzędników, że wszystkie zaplanowane autostrady / dworce / kible będą gotowe na czas

Hej!

Muzyczny Konkurs Z Linkin Park

2012 04 30

Już jest! 16 kwietnia został wypuszczony pierwszy singiel z nachodzącej nowej [murowanie Platynowej] płyty Linkin Park. W związku z tym zostaje zarządzony muzyczny konkurs przez stronę Golden Records. Polska Ojczyzna Robotów zaprasza mianowicie do zabawy w nadsyłanie odpowiedzi na pytanie:

"Co to jest [co to słychać?] w remixie "Burn It Down" autorstwa Double Dust?

A: wokal Chestera Benningtona
B: gadająca metalowa puszka
C: symboliczny koniec ery śpiewów analogowych
D: toć to pytanie jest tendencyjne!

Odpowiedzi prosimy przesyłać bezpośrednio na adres help@bleeding-ears.com oraz do biura podawczego San Fernando Branch Office jako prokuratury właściwej dla ścigania winnych popełnienia tego przestępstwa

Do wygrania są: 2 szufle kurzu, MP3, MP4, MP5 z celownikiem laserowym oraz przesłuchanie w kazamatach MI6 przez samego Simona Cowella! Ogłoszenie wyników nastąpi w dniu premiery albumu "Reanimation 2.0", czyli nigdy

Kolektyw Polska Ojczyzna Robotów nie ponosi żadnej odpowiedzialności za straty umysłowe powstałe podczas słuchania "Burn It Down (Double Dust Remix)". Pełny regulamin konkursu dostępny jest w dupie na półce po prawej stronie gówna. Wszelkie ewentualne spory wynikłe z jego niezrozumienia rozstrzygać będzie Święte Oficjum

Musik Über Alles

2012 04 10

Poprzednio napisaliśmy o zbrodniach radiowej Jedynki. A teraz wyjaśnimy, dlaczego nasz kolektyw muzyczny radia jako takiego nie słucha w ogóle. My programowo nie oglądamy też telewizji i nie czytamy gazet [nie mylić z tygodnikami opinii], ale to już jest z kolei temat nie nadający się na stronę Golden Records

Polska Ojczyzna Robotów nie słucha więc radia, bo oczywiście nie odpowiada nam dobór utworów wykonywany dla statystycznego słuchacza [i aż ciśnie się na klawiaturę słowo na I, K lub D, ale nie będziemy tutaj obrażać ludzi z niedorozwojem umysłowym poprzez porównywanie ich do, wydawać by się mogło, świadomych odbiorców fal radiowych]. Do tego dochodzą jeszcze dżingle, reklamy, promowanie artystycznych zer, pieprzenie o niczym, pieprzenie o pieprzeniu, Loudness War wymixowane z Auto-Tunem oraz brak przycisku chociażby pauzy- mózg by trzeba wyłączyć, aby móc to na spokojnie wytrzymać. A tą muzyką, która już leci, rządzi oczywiście playlista. I co z tego, że można zmienić stację, jeżeli na każdej kolejnej jest prawie że to samo. Poszczególne playlisty różnią się tylko kolejnością bezczelnego promowania wykonawców z danej wytwórni i reklamami targetowanymi do innych grup konsumentów

Nawet w takiej stacji jak Radio Złote Przeboje miało miejsce to samo co wszędzie: dzień w dzień te same songi z niewielkimi przetasowaniami. No ileż kurwa można było słuchać tego samego, mimo że starszego czyli rzadko puszczanego gdzie indziej? Typowa chora sytuacja, w której właścicielstwo stacji ma pomysł na inną ramówkę, chce się wyraźnie odróżnić od reszty aby zadowolić inne gusta, ale z uporem maniaka obrzydza prezentowane treści poprzez powtarzanie ich do bólu. Gdzie tu jest logika? Bo na pewno nie w głośnikach. Ale nasz kolektyw w okolicy roku 2005 miał dosyć intensywną szczytność z jedną stacją, która powinna być przykładem dla pozostałych. Chodzi tutaj o Radio Bis, z ówczesną słuchalnością na poziomie błędu statystycznego [co nas w ogóle nie dziwiło ani wtedy ani tym bardziej teraz]

Otóż gdy The Prodigy wypuściło swój długo oczekiwany [aczkolwiek nieudany] album "Always Outnumbered, Never Outgunned" to Radio Bis informując o tym potrafiło puścić utwór nie singlowy. Gdy Linkin Park i Jay-Z nagrali swój wspólny występ w formie pełnego albumu [nagrodzonego potem Złotem], to oczywiście wszyscy puszczali "Numb / Encore", a tymczasem w Bisie można było usłyszeć ich internetowe mashupy, stworzone prawdopodobnie przez jakiegoś fana na długo przed tym nim MTV wskoczyło do pociągu z napisem Mash-Up. Wieczorami można było usłyszeć godzinne popisy DJów. I do tego dochodziły dodatki w rodzaju ciekawych lekcji angielskiego. I tak właśnie powinno wyglądać radio, a w szczególności stacja publiczna, która ma przecież do spełnienia ustawową misję. Obecnie, po zajrzeniu do Wikipedii dowiadujemy się, że jedyna sensowna stacja została z czasem przekształcona na profil "owo-rozrywkowo-owo-owy", czyli na chuj wie co-wy. Sprawdzać empirycznie nie będziemy, bo szkoda naszego czasu i uszu

To więc, jaka jest rzeczywistość, każdy może usłyszeć po włączeniu radioodbiornika, zapuszczeniu streamingu w Winampie albo odpowiednim ustawieniu telefonu. Jak już się zdarzy, że gdzieś puszczą "November Rain" z repertuaru Guns N' Roses, to oczywiście zawsze bez ostatnich 2-3 minut, bo przecież pierwsze 6 minut to już jest zdecydowanie za długo, bo w tym czasie można by zapodać ze dwa gorące gówna. Jak nam już coś nowego przypasuje [ok. 0.25% tzw. mainstreamu], to oczywiście zawsze puszczana jest jedna i ta sama wersja, niezależnie od stacji. Jak ktoś nowy wypromuje się nagrywając cover, to oczywiście nigdy do playlisty nie wsadzą oryginału, bo ciemny lud jeszcze zacznie myśleć i nie przełknie potem odmóżdzających reklam. Jak już puszczą Mike'a Oldfielda, to oczywiście "Moonlight Shadow" z Maggie Reilly na vocalu, zupełnie jakby facet nigdy nie stworzył żadnej innej piosenki ani przeróżnych utworów instrumentalnych. Jak już puszczą artystę [prawie że wyłącznie] instrumentalnego Jean Michelle Jarre, to tylko "Oxygène Part 4", tak jakby już samych tych Oxygenów nie było aż 12 innych. Jak jakiś hicior leci od 20 czy 30 lat to oczywiście nigdy nie puszczą go w wersji live- bo kuriozum w postaci live zarezerwowane jest na polskich falach najwyraźniej tylko dla Erica Claptona ["Layla" Unplugged], Opus ["Live Is Life"] i The Art Company ["Suzanna (I'm Crazy Loving You)"]. Jak do tej live-listy dołączył na krótko wspomniany już wcześniej "Numb / Encore", to oczywiście nigdy, ale to nigdy, nie dało się słyszeć wersji studyjnej [łatwo dostępnej na DVD] ani żadnego innego kawałka z tej nietypowej kolaboracji. Jak, oczywiście, oczywiście. A jak. Oczywiście. No papka, no

Więc brawa należą się tutaj kapeli KNŻ za powiedzenie w przewrotny sposób NIE [czytaj: spierdalajcie] w listopadzie 2011 roku dla "prośby" Eski o skrócenie piosenki "Plamy Na Słońcu" z minut 6 do 3, czyli do formatu radiowego [zespół dostarczył Esce ten sam materiał puszczony o połowę szybciej]. Aczkolwiek problemem nie jest tutaj, że stacja ingeruje w twórczość artystów [stanowisko KNŻ] ani to, że kapela przesadziła z reakcją na ogólnie przyjętą praktykę [stanowisko stacji]. Istotą problemu jest tutaj właśnie ta nieszczęsna praktyka, w wyniku której to, w radio słyszy się potem prawie wyłącznie same 3.5-4 minutowe songi, zupełnie tak jakby wydawców ograniczała pojemność nośnika jak to miało miejsce w czasach wydawania singli na 7" płytach winylowych. A w dodatku są one zazwyczaj skracane do 3-3.5 minuty, bo na początek lub koniec często nakłada się jakiś "zabawny" komentarz prowadzącego o danym wykonawcy, najnowsza plotka o najnowszym klonie Dody E. albo przypomnienie numeru telefonu do wysyłania SMSów w konkursie na trzepanie dodatkowej kasy dla stacji

Idziesz więc sobie do fryzjera i po 15 minutach [z zegarkiem w ręku!] masz dosyć. Włączą ci Radio Eska a tam sam Auto-Tune. Albo ci zapowiedzą, że "teraz 5 hitów bez przerwy" po czym już po 3 wchodzą reklamy dla bezmózgowców. A potem prezenter opowie super śmiesznego dowcipa- już tylko śmiechu z taśmy oszczędzają słuchaczom, ale z czasem i to się pewnie stanie powszechną praktyką

W chacie czy samochodzie człowiek może wyłączyć to, co mu się nie podoba- ale co z tymi "słuchaczami", którzy stacji zmienić nie mogą, bo w np. pracują w pomieszczeniu gdzie panoszą się jakieś niedojebane biurwy? A jedyne co można z nimi "wynegocjować" bez rękoczynów w postaci wyrzucenia tego badziewia przez okno, to zmiana stacji- bo radio musi im kurwa grać, no bo bez niego pracować nie mogą. I oczywiście nieprawdą jest, że nie słuchają dla samego słuchania, ale "przede wszystkim dla muzyki". Ale jak się ich spytać, co to za piosenka właśnie leciała, to odpowiedź brzmi:

Biurwa Typowa: Yyy-o-Yyy; ekhem: Yyy... Eee...

Polska Ojczyzna Robotów [w liczbie dwóch] była kiedyś w takiej sytuacji, aż do momentu jak nas nie odizolowano do osobnego mniejszego pomieszczenia gdzie radia w ogóle nie było. Bo jak do wyboru jest gówno albo nic, to wolimy ciszość nicości. No ale potem biurwy potrafiły przyjść i prowadzić taki jałowy dialog, z którego one nic a nic nie rozumiały:

Biurwa 1: Zbieramy na abonament
Polska Ojczyzna Robotów 1: Jaki abonament?
Biurwa 2: No za te wszystkie radia grające w wydziale!
Polska Ojczyzna Robotów 2: A słyszysz albo widzisz tu jakieś radio?
Biurwa 1: No wy tu nie macie, ale czasami przecież przychodzicie na do nas do pokoju posłuchać
Polska Ojczyzna Robotów 1 Śmiech Postrzymując: Gdyby to od nas zależało, to byśmy w ogóle tam nie wchodzili
Biurwa 1: No to zrzucicie się na radio czy nie?
Polska Ojczyzna Robotów 1: Nie. Tak samo NIE jak w zeszłym miesiącu i tak samo NIE jak w przyszłym miesiącu

I to jest przykład na to, co najwyraźniej ogólno pojęte radio robi ludziom z mózgów: papkę. Aczkolwiek jest jeden pożytek z tego całego pierdolenia słuchaczy w ich małżowiny uszne. Rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że na playliście pojawi się w ramach pomyłki [lub jakiegoś sabotażu] zespół typu Nirvana ["Smells Like Teen Spirit"] czy Metallica ["Enter Sandman"]. I wtedy to baaardzo wyraźnie słychać, jakimi gównami jest te 95-99% piosenek puszczanych na co dzień: głośniki są miażdżone a fala dźwiękowa w ten sposób powstała, po prostu wypycha z pokoju większość biurew lub co najmniej powoduje w ich pustych puszkach mózgowych taki rezonans, że muszą zacząć coś pierdolić od rzeczy, bo inaczej dostaną udaru resztek mózgu [bo jak wiadomo z lekcji biologii, organ nieużywany zanika]

I tylko jedno pozostaje dla nas niewiadome: czy to ciągłe puszczanie tylko wersji "radio edit" wynika ze schlebiania gustom słuchaczy, którzy w większości nie są w stanie się skupić dłużej niż 3 minuty? Czy też może jest to wyłącznie jakaś stara decyzja majorsów w porozumieniu z właścicielami sieci stacji zza Oceanu, celem łatwiejszego upychania jak największej liczby nowych songów i reklam, a które to praktyka rozprzestrzeniła się w następnych dekadach po całym świecie? A może ustanowione prawa autorskie są tak głupie, że po prostu "nie można" [lub się nie opłaca finansowo] puszczać w stacjach wersji innych niż singlowe bądź tych pochodzących z jakiś składaków [co jest zazwyczaj tożsame, jeżeli chodzi o mix danego utworu]. Jeżeli prawdą jest ta najgorsza z wymienionych opcji, czyli ostatnia, to tym gorzej dla takiego gównianego prawa. I instytucji radia

Przy pisaniu, redagowaniu, korekcie oraz upublicznianiu tego wpisu, miało miejsce słuchanie najlepszej stacji na świecie. Nazywa się ona Winamp a gra wyłącznie to co chcemy i wtedy kiedy mamy na to ochotę; niektóre tytuły w niej puszczane mają nawet po kilkadziesiąt przeróżnych mixów, remixów, coverów i wersji live, w tym także bootlegowych. Musik Über Alles

"Cztery" Pory Roku

2012 03 21

Na antenie radiowej Jedynki od poniedziałku do piątku w godzinach od 9:00 do 13:00 ma miejsce muzyczna zbrodnia. W tychże godzinach albowiem jest emitowany program z treściami i ich formą odpowiednimi dla plebsu pod tytułem "Cztery Pory Roku". I jakiż to dżingiel jest w nim używany? Ano początek "Wiosny" w Allegro z repertuaru Antonio Vivaldiego. I tylko "Wiosny". Nie ważne czy za oknem jest lato, czy w kalendarzu zima- w Jedynce zawsze musi być wiosna i to bez żadnego "ale" a wyłącznie allegro

I tak dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Ale chcemy tutaj koniecznie podkreślić naszą opinię: sam ten dżingiel nie jest zły; to sposób i miejsce jego eksploatacji już dawno przekroczył wszelkie granice estetyki muzycznej. Całe dzieło Vivaldiego składa się z 12 części, po 3 na każdą z pór roku, co łącznie sumuje się do jakiś 40 minut muzyki. Ale widocznie w jakimś odgórnym założeniu w Jedynce ma być robiony program dla tłuszczy, więc nie można jej narażać na szok kulturowo-muzyczny. Bo przecież ciemny lud jest po prostu za głupi i podobają mu się melodie, które już raz słyszał, więc trzeba mu wciskać zawsze jedną i tą samą? Zawsze w jednej i tej samej wersji?? A może twórcy tej audycji rozumują w następujący sposób: Wiosna + Wiosna + Wiosna + Wiosna - Logika = 4 Pory Roku???

Ale ta artystyczna zbrodnia to jeszcze nic w porównaniu z następnym, już dawno temu zauważonym przez Polskę Ojczyznę Robotów, systematycznym schlebianiem ludziom nie posiadającym muzycznych gustów. Albowiem już niedługo, jak co roku począwszy od 1971, będzie nadawana audycja "Lato Z Radiem". A wraz z nią jej kiczowaty sygnał: niezmiernie prymitywny utwór instrumentalny znany między innymi pod tytułem "Polka Dziadek"

Jeżeli jakimś cudem ktoś jeszcze nie słyszał tego dziadostwa, to proszę nawet nie próbować- trauma powstała z jego słuchania zostaje co wrażliwszym miłośnikom muzyki na całe życie, a tym mniej zaangażowanym przynajmniej gdzieś do końca jesieni następującej po takim lecie z radiem. Niestety nie pomaga słuchanie w radio innej stacji niż Jedynka i nie oglądanie Teleexpresu relacjonującego czasami plenerowe imprezy z pod tego szyldu- bo jak się jeździ taksówkami, mieszka w budynku z przygłuchymi sąsiadami albo chodzi do fryzjera, to zawsze można zostać zaatakowanym przez Dziadka w najmniej spodziewanym momencie. Czy tego chcesz czy nie, Dziad wychodzi z głośnika i po prostu jebie cię w głowę z całym impetem

O ile autorowi tej polki można jeszcze wybaczyć [bo głupek nie wiedział co czyni ani tym bardziej nie mógł przewidzieć, co też przyszłe pokolenia pajaców zrobią z tym jego gównem], to niewybaczalne jest działanie kolejnych dyrektorów programowych czy innych osób odpowiedzialnych za kontynuację tego stanu rzeczy. Końmi rozrywanie byłoby dla nich zbyt łagodną karą za rozpowszechnianie tego muzycznego syfilisu

Antonio Vivaldi czy Dziadek Polka?

I niechaj te dwa przytoczone powyżej przykłady posłużą za amunicję przeciwnikom płacenia abonamentu oraz słuchania tradycyjnego radia w ogóle

Nie-Mój Staszewski

2012 02 17

W końcu mieliśmy okazję wysłuchać zeszłorocznej płyty "Mój Staszewski" zawierającego piosenki Stanisława Staszewskiego w autorskich interpretacjach Jacka Bończyka, który jest zatrudniony gdzieś podobno jako aktor

Recenzja dłuższa natomiast jest w tym przypadku całkowicie zbyteczna